czwartek, 28 marca 2013

#1 Louis część 1


Czasem bywa, że jedno wydarzenie w życiu człowieka, jeden moment może zmienić nastawienie do ludzi, pogląd na świat, jego samego. Człowiek jest jak porcelana. Nie wiele trzeba by rozbić go na miliony kawałków. Tak nie wiele potrzeba by doszczętnie go zniszczyć. Tyle pytać - brak odpowiedzi...
Jestem raczej typem samotniczki, więc w mojej głowie często pojawiają się tego typu myśli. Słuchając przygnębiających piosenek pokonywałam drogę do szkoły. Mieszkałam niedaleko niej, ale i tak ledwo wyrabiałam się na lekcje. Tak jak i dzisiaj. Wbiegłam do szkoły chwilę przed dzwonkiem, schowałam do szafki nie potrzebne książki i pobiegłam do sali. Gdy wchodziłam do klasy nie obyło się bez komentarza nauczyciela:
- No proszę, Alice znów spóźniona... - Mruknął i przewrócił oczami. Zignorowałam to i skierowałam się w stronę mojej ławki. Zdziwiłam się, bo siedział w niej jakiś chłopak. Ale nie zamierzałam rezygnować z mojego stałego miejsca. Ze względu na to, że ławki są dla dwóch osób usiadłam. On nie ukrywał swojego zadowolenia ? Nie ważne. Nie miałam zamiaru zawierać z nim znajomości. Nie potrzebowałam tego. Wolałam być samotna, ale szczęśliwa, niż by mnie ktoś znowu zranił...
- Jestem Louis - Usłyszałam głos chłopaka i wyciągniętą w moją stronę rękę.
- Alice - Odpowiedziałam ze sztucznym uśmiechem nie zbyt chętnie podałam mu dłoń. Od razu po tym skierowałam wzrok w książkę ignorując zapał bruneta do dalszej konwersacji.
Nie utrzymywałam kontaktu z ludźmi. Oni twierdzili, że ich odpycham. Takie było ich zdanie, ale ja po prostu się bałam.
Drugą połowę lekcji przesiedzieliśmy w ciszy. To mnie satysfakcjonowało.
Zadzwonił dzwonek. Skierowałam się w stronę szafek, by zamienić nie potrzebne mi rzeczy na te bardziej przydatne. Nagle zobaczyłam Louisa opartego o ścianę z uśmieszkiem 'Bad Boy'a'.
- Co jest ? - Spytałam
- Nic. Tak tylko patrzę. - odpowiedział nie odrywając oczu ode mnie.
- Na mnie ? - Spytałam z lekką irytacją w głosie
- Nie bulwersuj się tak. Chciałem Cię tylko poznać. - powiedział z lekka się śmiejąc.
- Nie dzięki. - syknęłam
- To nie było pytanie. - uśmiechnął się
- Eh - westchnęłam i udałam się do klasy. Dzień minął w miarę szybko. Już wychodziłam ze szkoły mając nadzieję, że uwolnię się od wszystkiego. Nagle słyszę głos zza moich pleców:
- Ej! Alice! - Odwróciłam się. Cholera - pomyślałam, to znowu on.
- Co ? - warknęłam
- Odprowadzę Cię do domu. - rzucił
- Ha! Nie dzięki. Nie trzeba...
- Kiedyś mi za to podziękujesz. - znów się tak uśmiechnął
- Co, nie Louis ja... - przerwał mi
- No chodź idziemy. - powiedział
- Jesteś stanowczo zbyt pewny siebie... - odpowiedziałam z rezygnacją. On się tylko ucieszył. Szliśmy w ciszy przez jakiś czas.
- Po co Ci to wszystko ? - Spytałam nie powiem z ciekawością
- Ale o czym mówisz ? - spojrzał się na mnie. Oczy miał takie... takie tajemnicze ? Nie umiem określić...
- No, po co chcesz się ze mną zadawać ?
- Sam nie wiem. Chcę Ci pomóc. - odpowiedział
- Haha, ale niby w czym ? - już się kompletnie pogubiłam
- Jesteś zamknięta w sobie. Nie wiem czemu. - zarzucił
- Bawisz się w psychologa ? - syknęłam
- Nie, mówię co widzę. Tylko nie wiem czemu taka ładna i fajna dziewczyna tak boi się. Tylko nie mam pojęcia czego i czemu... - powiedział to takim tonem jak by chciał bym mu wszystko powiedziała. Głupi.
- I się nie dowiesz. - rzuciłam i przyspieszyłam kroku.
- Dlaczego ? - spytał
- Nie znam Cię. Po za tym nie widzę powodu do tego... - odpowiedziałam
- Szkoda. Widzę, że chcesz, tylko coś Cię powstrzymuję...
- Nic nie wiesz. - powiedziałam - Jesteśmy. - Chłopak uważnie przyjrzał się mi, a później przeniósł wzrok na mój dom.
- Ładny. - próbował chyba załagodzić sytuację.
- Idę, Cześć. - rzuciłam
- Do jutra. - pożegnał mnie chłopak
Byłam zmęczona dlatego od razu się przebrałam w jakieś luźne ciuchy i położyłam na łóżku. 'Do jutra' ? Jutrzejszy dzień będzie znowu polegał na próbie wyciągnięcia ze mnie mojego życiorysu i otworzenia mnie na ludzi. Żałosne...
Za chwilę wtulona w poduszkę zasnęłam.
Następnego dnia obudziłam się z nadzieją, że dzisiaj sobota, ale szybko się zawiodłam. Zwlokłam się z łóżka i poszłam się ubrać i umyć. Gdy już byłam gotowa zeszłam na dół zrobić sobie śniadanie. Ale zwątpiłam w to czy zdążę zjeść przed szkołą. Więc ubrałam się, wzięłam plecak i wyszłam. W drodze do szkoły znowu rozmyślałam, jednak dzisiaj moje myśli o dziwno dotyczyły Louisa. Zastanawiałam się co z nim jest nie tak ? Nie chcę z nim kontaktu, nie chcę jego pomocy, nie chcę jego. Więc po co ? Za łagodnie daję mu to do zrozumienia ? Jestem za mało chamska ? Zawsze to wszystko działało. Jednak od nadal stara się znaleźć ze mną kontakt. Ja tego nie chcę! Nie potrzebuję! Tak trudno to zrozumieć!? Mam kota. Jestem z tego powodu zadowolona. Nie potrzeba mi nic więcej do szczęścia. W ludzi nie warto wierzyć. Prędzej czy później zawiodą.
- Hej - usłyszałam znajomy mi głos.
- Jak ty tu... Od jak dawna tu jesteś ? - Boże kiedy on podszedł ?
- Chwilkę - uśmiechnął się - Jest ładna pogoda, prawda ? - Oj była piękna pogoda, słońce świeci, jest ciepło, jest pięknie. No ale ten...
- Chcesz ze mną rozmawiać o pogodzie ? - spytałam lekko rozbawiona
- Tak, czemu nie. - odpowiedział
- Ah.. No tak ładna, bardzo ładna - uśmiechnęłam się. Nie wiem czemu.
- No, pierwszy raz widzę jak się śmiejesz - zauważył
- Em.. Znasz mnie jeden dzień. - zarzuciłam
- Fakt, ale lubię gdy ludzie się śmieją. A ty wydajesz się pesymistką. - Ocenia mnie ?
- A ty przesadnym optymistą - zauważyłam, on się tylko zaśmiał. Widocznie pasowała mu taka opinia. Mi moja zresztą też. Chciałam odstraszać ludzi.
- Przejdziemy się gdzieś po szkole. - stwierdził
- Ale... - chciałam się wykręcić, ale mi przerwał
- Żadne 'Ale'. Idziesz i już. - trochę się zdenerwowałam. Nie będzie mi mówić co mam robić!
- Nie chcę być wredna, ale nie wydaję Ci się, że może ja nie pragnę twojego towarzystwa ? - nareszcie to wyrzuciłam
- Nie. Chcesz tylko coś Ci nie pozwala przyznać się do tego. Nie chcesz nawet sama przed sobą przyznać, że coś Cię do mnie ciągnie. To widać kotku.
- No nie wydaję mi się - warknęłam
- Haha - zaśmiał się
- Co Cię tak śmieszy ?! - Starałam się nie wybuchnąć, jednak on mnie doprowadzał do stanu, że będę musiała.
- Ty. Nie rozumiem Cię, ale chcę Cię odkryć. Jak pirat nową wyspę - powiedział
- Ah, wcześniej psycholog, teraz bawisz się w pirata... Już się boję co będzie dalej... - odpowiedziałam już z większym spokojem
- Bój się - nienawidzę gdy się do mnie uśmiecha tym swoim łobuzerskim uśmiechem. NIENAWIDZĘ!
Doszliśmy do szkoły. Lekcja za lekcją. Nawet mi szybko mijały. Robiłam wszystko by nie spotkać chłopaka. On to wiedział. Wiedział, że nie chcę z nim rozmawiać, że nie chcę z nim nigdzie iść. Ale jednak się nie poddawał. To żałosne... Tyle na ten temat. Po co mu to. Nie potrzebuję go.
Ostatnia lekcja. Najdłuższa ze wszystkich. Chcę już do domu. Aj, Lou chciał mnie wyciągnąć na spacer. Kurde. Może się wymknę?
O tak dzwonek. Koniec zajęć. Tłum ludzi wybiegło na korytarz i gnało do domu. Też miałam taki zamiar, ale chłopak czekał na mnie przy głównych drzwiach. Westchnęłam głośno.
- Nie bój się, nie będzie aż tak źle jak myślisz. - musiał słyszeć mój 'krzyk radości"
- Nie boję się. - odpowiedziałam z powagą. On natomiast zaczął się śmiać. W ogóle nie rozumiałam tego chłopaka. - A gdzie idziemy ? - spytałam zaciekawiona.
- Niespodzianka - odpowiedział patrząc w moje oczy
- Yhym, no ok. - zapadła pomiędzy nami cisza. Mi tam nawet pasowało, ale widziałam, że on chce ja przerwać, ale nie wie jak.
- A daleko to jest ? - On się uśmiechnął
- To ma być odpowiedź ?
- Nie nie daleko. Ale wiesz co Ci powiem ? Maruda z Ciebie! - powiedział ze śmiechem
- Nie, grasz ze mną w jakąś dziwną grę. Przeraża mnie to. Dlatego wolę wiedzieć na czym stoję. To źle ? - Opanowana i poważna spytałam
- W nic z Tobą nie gram. Chcę być blisko Ciebie. - poczułam się dziwnie po tych słowach. Taki restart.
- Uwierz mi nie chcesz. - powiedziałam oschle
- Czemu ? Powiedz mi, proszę, co Ci nie pozwala zaufać ? - on również spoważniał. Zrobiło się poważnie.
- Przeszłość - Odpowiedziałam, a pojedyncza łza spłynęła mi po policzku i ruszyłam dalej. Szłam przed siebie. Nawet nie wiedziałam gdzie. Nagle Lou złapał mnie za nadgarstek i obrócił mnie w swoją stronę. Staliśmy na przeciwko siebie w niewielkiej odległości:
- Przepraszam - wyszeptał
- Nie przepraszaj - odpowiedziałam i odeszłam od niego.
- Gdzie idziesz ? - spytał
- Do domu - rzuciłam nawet nie odwracając się w jego stronę - I nie, nie odprowadzaj mnie.
Szłam przez jakiś czas parkiem. Myślałam o tym jak ja go nie znoszę, ale coś jednak mi nie pozwalało tak po prostu go zostawić. Nagle coś mnie skłoniło by się odwrócić. I co ujrzałam ? Tego wariata!
- Co ty robisz ? - syknęłam
- To samo co ty. Idę - odpowiedział
- Robisz się coraz bardziej męczący. Nie chcę pogłębiać z tobą kontaktów! - pod krzyknęłam
- Boisz się. Tyle Ci powiem. Nie umiesz zaufać ludziom. Nie wiem co się wydarzyło w twoim życiu, ale to, że jedna osoba Cię zraniła nie znaczy, że każdy kto jest dla Ciebie miły ma takie zamiary - zamurowało mnie gdy to powiedział. Ocenia mnie. A najgorsze jest to, że wszystko co powiedział to prawda...
- Dobrze! Tak to prawda! Boję się zaufać ludziom tak? Dlatego taka jestem! Zadowolony ? Dostałeś to co chciałeś ?! - krzyczałam, byłam już cała zapłakana.
- Ale Al... Mi wcale nie chodziło o to...- powiedział speszony.
- Akurat... Zostaw mnie wreszcie w spokoju... - syknęłam prawie szeptem z trzęsącym się głosem i pobiegłam do domu.
Od razu wpadłam do pokoju i rzuciłam się na łóżko uwalniając wszystkie negatywne emocję. Wszystko wróciło. Czas cofnąć się 2 lata wstecz do wakacji. Lato, słońce każdemu odbija. Ja byłam zakochana. On potrzebował zabawki na chwilę. Koniec każdy zna. Udawał zakochanego, udawał, że mu zależy. A skończyło się to sms'em 'Nigdy nic do Ciebie nie czułem. To koniec'. To mnie zniszczyło. Zapewniał, że mnie kocha. Tyle obiecywał. Mówił, że jestem jedyna.
*Kłamałeś, że wyśniłeś mnie. Kłamałeś tylko Ciebie chcę*
Był pierwszą osobą, której w całości zaufałam. Która znała mnie od tej strony od której nigdy nikt mnie nie znał. Osoba, której bezgranicznie ufałam, wbiła mi nóż w plecy. Każdy najmniejszy ruch, każde słowo, każdy gest, każda obietnica od tamtej poru nie mają dla mnie znaczenia. Nie mają dla mnie sensu. Od tamtej pory nie potrafiłam nikomu zaufać. Nikomu uwierzyć.
Pamiętam, byłam pełną życia, zabawną i pełną siebie dziewczyną. A teraz ? To przykre.
Następnego dnia nie było Louisa w szkole. Kolejnego też nie. W ostatni dzień tygodnia również go nie było. Nie wiedziałam czy się śmiać czy martwić. Weekend. Tak nareszcie. Postanowiłam się trochę przejść. Świerze powietrze powinny na mnie dobrze wpłynąć.
Szłam powoli parkiem wsłuchując się w każdy odgłos przyrody. Ćwierkanie ptaków, szum drzew. To mnie uspokajało. Kierowałam się w stronę stawu tam na pomoście można sobie usiąść. I taki miałam zamiar. Jednak ktoś tam siedział. Nie. Nie ktoś. To był Louis. Byłam zdeterminowana. Poszłam na pomost i usiadłam obok niego. Chłopak był zdziwiony moim zachowaniem. Patrzył się na mnie swoimi niebiesko-szarymi tęczówkami pytającym wzrokiem. Nie patrząc na niego spytałam:
- Pomożesz mi ?
- W czym dokładnie ? - zadał pytanie, na które sama nie znałam odpowiedzi.
- Nie wiem. Sama już nie wiem. Chcę, żeby było jak dawniej. Żebym była taka jak kiedyś. Brakuję mi tego. Miałeś rację. Boję się kogoś poznać, bo od razu zakładam, że on mnie skrzywdzi. Nie umiem sobie wyobrazić dłuższej znajomości, bo cały czas mam przekonanie, że prędzej czy później, będę zraniona. Że wszystko znowu straci sens. Że znowu będę musiała zacząć wszystko od nowa, z nową raną, której nie da się pozbyć. - Otworzyłam się przed nim jak nigdy przed nikim innym. - Żałuję, że na początku znajomości byłam taka. Że nie chciałam dać Ci szansy nawet poznania. Ale nie umiałam. Przepraszam... - Moja przemowa go chyba zszokowała. Nie wiem. Powiedziałam wszystko co myślę. I jestem z tego powodu dumna.
- Pomogę Ci. - jego odpowiedź wywołała uśmiech na mojej twarzy. Cieszyłam się, że może będę mogła normalnie funkcjonować. Ale obawy nadal zostawały.
Siedzieliśmy nad wodą długi czas. Rozmawialiśmy o wielu rzeczach. Opowiedziałam mu czemu taka jestem, tą całą historię. On nic nie powiedział tylko mnie przytulił.

Tada. Wczoraj nie dodałam nic, bo nie miałam weny i byłam zmęczona PRZEPRASZAM! Dzisiaj jak będzie się wam podobać, dodam jeszcze coś :*

3 komentarze: