poniedziałek, 19 sierpnia 2013

#9 Louis część 2

Wróciłem do domu lekko skacowany. Byłem zmęczony imprezą, nocą.. Nie nie będę więcej o tym wspominał.. Przecież nie chodzi mi tylko o seks, nie jestem taki. Muszę tylko przekonać , że....... Nawet nie wiem jak ma na imię... - Cholera - przekląłem pod nosem. Muszę się z nią jak najszybciej spotkać..
- Lou! - usłyszałem krzyk mamy - Louis! - ponownie mnie zawołała. Zerwałem się z krzesła i skierowałem się w stronę z której pochodzą krzyki i dotarłem do salonu.
- Co jest? - spytałem
- Nie było cię całą noc.. - powiedziała spokojnie - Gdzie byłeś w takim razie ? - dokończyła - zaczęło się - pomyślałem. Zawsze robi mi podobną scenkę, a najzabawniejsze jest to, że ją to w ogólnie nie obchodziło.. Pytała bo tak wypadało, jako rodzic musiała..hm.. Powinna - to odpowiedniejsze słowo. Powinna się martwić, ale jakoś się tym za bardzo nie interesowała. Jak już wspomniałem pytała bo musiała.
- Odpowiesz mi? - głos mamy wyrwał mnie z przemyśleń
- U kolegi - odparłem oschło
- Całą noc ? 
- Coś nie tak ? Coś w tym złego ? - wyrwałem się.
- Piłeś! - podniosła głos - Prosiłam Cię o coś nie pamiętasz ? Mówiłam, żebyś zachował... - przerwałem jej
- Tak, tak wiem, żebym zachował rozsądek, no i ? Nie widzisz? Nie uchlałem się jak świnia.. Po za tym mam już 18 lat i .. 
- 18 lat będziesz miał za 3 miesiące mój drogi, na razie jesteś nie pełnoletni i tego typu zachowania są karalne.. - bla bla bla - pomyślałem 
- I co ? Doniesiesz na mnie policji? 
- Louis... Wiesz co miałam na myśli... Zresztą...
- Dobra.. nie ważne.. - znów urwałem jej zdanie w połowie, nie lubiłem kiedy wygłaszała te swoje niby rodzicielskie przemowy z serca, które miał prezentować jak to ona się o mnie martwi i jakim ja jestem nie wdzięcznym synem.
- Nie nie ważne! Jestem Twoją matką i to co ja mówię powinno być dla Ciebie ważne! - zaczęła krzyczeć
- Właśnie... Powinno.. Od kiedy cię moje życie interesuję... Zawsze miałaś to gdzieś.. - odpowiedziałem i skierowałem się w stronę wyjścia. 
- Louis! Louis wracaj tu natychmiast! - próbowała zmienić mój kierunek, lecz jej krzyki były na marne.
Gdy wyszedłem z naszego pozornie rodzinnego domu promienie słońca we mnie uderzyły. Błękitne niebo rozciągało się nad moja głową. Wokół było zielono od roślinności w naszym ogrodzie. Małe drzewka owocowe, tuje, róże lilie i tysiąc innych odmian kwiatów. Nie powiem, wyglądało to pięknie. Nie miałem pomysłu co teraz z sobą zrobić.. Stwierdziłem, że może zadzwonię do niej... Właściwie co mógłbym stracić ? Nic.. Wyciągnąłem telefon, znalazłem jej numer, była zapisana jako 'impreza lacha', domyśliłem się, że chodziło o nią.. zawahałem się, ale kliknąłem zieloną słuchawkę. Minęło kilka sygnałów, zanim usłyszałem jej głos:
- Halo ? 
- Ym Cześć, tu ten dupek z imprezy.. - co ja gadam ?
-  hej haha samoocena widzę idealna - odpowiedziała rozbawiona 
- Chciałem się spytać czy jesteś teraz zajęta ? - spytałem 
- Hm nie koniecznie, a co proponujesz ? 
- Może byśmy gdzieś wyskoczyli? Może jakiś spacer ? Co wolisz - odparłem
- Okay, czemu nie. 
- To za półgodziny przy wejściu do parku ?
- Dobra, to do zobaczenia? 
- Do zobaczenia. - powiedziałem i się rozłączyłem
Cieszyłem się na to spotkanie, nie wiem czemu. W pewnym sensie wyczuwałem, że ona mnie zrozumie, ale przecież jej nie znałem. Nie wiedziałem jaka jest. Kim jest. Co robi. Nic nie wiedziałem. Przeczuwałem. Tylko przeczuwałem...
Siedziałem na ławce w umówionym miejscu, w gruncie rzeczy szybko minęło mi te 30 minut. W oddali ujrzałem sylwetkę bardzo szczupłej dziewczyny, jej włosy były rozwiewane przez jesienny wiatr. Była ubrana w ciemne obcisłe jeansy, miała beżowy płaszczyk, który kończył się w połowie uda jednym słowem wyglądała ślicznie. Zbliżała się. Na jej twarzy gościł uśmiech. Słodki uśmiech.
- Jaki punktualny, no proszę - wyrwała mnie z zachwytu nad jej osobą 
- Zasługuję na miano mniejszego dupka ? - spytałem i uśmiechnąłem się
- To się okaże - powiedziała to promiennie a na jej Twarzy zagościł tajemniczy uśmiech. W odpowiedzi zaśmiałem się i pokazałem ruchem ręki, że nasz spacer się zaczyna. Czas nam mijał na rozmowach o bzdetach i o bezsensownych przemyśleniach, złapaliśmy bardzo dobry kontakt, rozmawiało mi się z nią na prawdę genialnie. Przy niej czułem że mogłem być sobą.
- A co byś chciał robić po studiach ? - spytała
- Więc teraz zaczynamy poważną rozmowę hm ?
- Wierzę, że dasz radę być przez chwilę poważny co ? - zaśmiała się i szturchnęła mnie łokciem w brzuch.
- Wiesz.. Możemy spróbować - odpowiedziałem 
- No więc ? Co chcesz robić ? - ponowiła pytanie
- Nigdy nad tym nie myślałem szczerze mówiąc.. - zatrzymałem się na chwilę - Zawsze interesowała mnie muzyka, ale raczej nie pójdę w tym kierunku, powinienem się zająć czymś bardziej realistycznym. - odparłem
- Bardziej realistycznym? Co masz na myśli? 
Uśmiechnąłem się do niej i kontynuowałem:
- Bycie wielkim muzykiem, gwiazdą było zawsze moim marzeniem. I chyba marzeniem pozostanie - zakończyłem z westchnieniem. Zlustrowała mnie spojrzeniem i powiedziała:
- Czy marzenia nie są po to by je spełniać ? - spytała 
- Ostatnio doszedłem do wnioski, że marzenia powinny zostać tylko marzeniami..
- Lubisz muzykę? 
- Kocham. - odpowiedziałem bez chwili zwłoki.
- No właśnie.. A nie powinieneś rezygnować z tego co kochasz.
- Nie rezygnuję.. Po prostu wiem, że są lepsi i dużo nie zdziałam, a robię to dla siebie.
- Jak uważasz.
Robiło się powoli ciemno, wiatr wiał coraz bardziej, robiło się zimniej. Te rzeczy nie zmieniały faktu, że jesienne wieczoru są magiczne
- Wracamy już ? - przerwała ciszę - Robi się zimno.. - dopowiedziała jakby chciała usprawiedliwić swoją decyzję. Spojrzałem na jej twarz. Blada cera pokryta rumieńcami. Miała czerwony nos. Uśmiechnąłem się na ten widok. Słodko to wyglądało. Zauważyła to. Zmarszczyła czoła zastanawiając się co mnie rozbawiło.
- Co cię tak śmieszy ? wce w umówionym miejscu, w gruncie rzeczy szybko minęło mi te 30 minut. W oddali ujrzałem sylwetkę bardzo szczupłej dziewczyny, jej włosy były rozwiewane przez jesienny wiatr. Była ubrana w ciemne obcisłe jeansy, miała beżowy płaszczyk, który kończył się w połowie uda jednym słowem wyglądała ślicznie. Zbliżała się. Na jej twarzy gościł uśmiech. Słodki uśmiech.
- Jaki punktualny, no proszę - wyrwała mnie z zachwytu nad jej osobą 
- Zasługuję na miano mniejszego dupka ? - spytałem i uśmiechnąłem się
- To się okaże - powiedziała to promiennie a na jej Twarzy zagościł tajemniczy uśmiech. W odpowiedzi zaśmiałem się i pokazałem ruchem ręki, że nasz spacer się zaczyna. Czas nam mijał na rozmowach o bzdetach i o bezsensownych przemyśleniach, złapaliśmy bardzo dobry kontakt, rozmawiało mi się z nią na prawdę genialnie. Przy niej czułem że mogłem być sobą.
- A co byś chciał robić po studiach ? - spytała
- Więc teraz zaczynamy poważną rozmowę hm ?
- Wierzę, że dasz radę być przez chwilę poważny co ? - zaśmiała się i szturchnęła mnie łokciem w brzuch.
- Wiesz.. Możemy spróbować - odpowiedziałem 
- No więc ? Co chcesz robić ? - ponowiła pytanie
- Nigdy nad tym nie myślałem szczerze mówiąc.. - zatrzymałem się na chwilę - Zawsze interesowała mnie muzyka, ale raczej nie pójdę w tym kierunku, powinienem się zająć czymś bardziej realistycznym. - odparłem
- Bardziej realistycznym? Co masz na myśli? 
Uśmiechnąłem się do niej i kontynuowałem:
- Bycie wielkim muzykiem, gwiazdą było zawsze moim marzeniem. I chyba marzeniem pozostanie - zakończyłem z westchnieniem. Zlustrowała mnie spojrzeniem i powiedziała:
- Czy marzenia nie są po to by je spełniać ? - spytała 
- Ostatnio doszedłem do wnioski, że marzenia powinny zostać tylko marzeniami..
- Lubisz muzykę? 
- Kocham. - odpowiedziałem bez chwili zwłoki.
- No właśnie.. A nie powinieneś rezygnować z tego co kochasz.
- Nie rezygnuję.. Po prostu wiem, że są lepsi i dużo nie zdziałam, a robię to dla siebie.
- Jak uważasz.
Robiło się powoli ciemno, wiatr wiał coraz bardziej, robiło się zimniej. Te rzeczy nie zmieniały faktu, że jesienne wieczoru są magiczne
- Wracamy już ? - przerwała ciszę - Robi się zimno.. - dopowiedziała jakby chciała usprawiedliwić swoją decyzję. Spojrzałem na jej twarz. Blada cera pokryta rumieńcami. Miała czerwony nos. Uśmiechnąłem się na ten widok. Słodko to wyglądało. Zauważyła to. Zmarszczyła czoła zastanawiając się co mnie rozbawiło.
- Co cię tak śmieszy ?
- Twój nos haha - odparłem
- Coś z nim nie tak ? - spytała zaciekawiona
- Jest czerwony i to zabawnie wygląda.
Ona w odpowiedzi wywróciła oczami i z cwaniackim uśmiechem popchnęła mnie biodrem.
- Ooo tak się bawić nie będziemy! - krzyknąłem i zacząłem ją gonić ona uciekała, ale ją dogoniłem
- I co teraz zrobisz hm ? - uśmiechnęła się łobuzersko natomiast ja zacząłem ją łaskotać. Miała taki zaraźliwy śmiech. Gdy przestałem spojrzała mi w oczy i z uśmiechem zaczęła:
- To co idziemy? Bo robi się na prawdę zimno.
- Jasne, odprowadzę cię.
Reszta drogi minęła nam miło, śmialiśmy się praktycznie cały czas. Moje przeczucie mnie nie myliły czułem, że ona jest inna i że może to być początek czegoś fajnego. Nowy start. Rozumiała mnie. Przy niej mogłem być sobą, nie musiałem nikogo udawać, jak przed rodzicami, znajomymi byłem po prostu sobą. I bardzo mnie to cieszyło.
- To tutaj - przerwała moje przemyślenia. Rzuciłem okiem na jej dom. Był średniej wielkości, miał pareter i 2 piętra, ale to 2 piętro z tego co mówiła jest remontowane, przed domem rozciągał się mały ogród. Nie powiem ładnie to wszystko wyglądało.
- Prawdopodobnie zrobiłaś duży błąd pokazując mi gdzie mieszkasz - zaśmiałem się
- A co, będziesz mnie teraz nachodził co ? - uśmiechnęła się
- Nie wykluczone.
- Haha, na prawdę świetnie się dzisiaj bawiłam.
- Ja też mam nadzieję, że to powtórzymy - odparłem
- Hm masz mój numer, wiesz gdzie mieszkasz, myślę, że to nie będzie problem. - zachichotała
Przytuliłem ją na pożegnanie:
- Dobranoc.
- Dobranoc - powiedziała i rzuciła mi jeszcze jeden promienny uśmiech. Patrząc jak odchodziła w stronę jej domu dziękowałem za dzisiejszy dzień Bogu. Po chwili zerwałem się w jej stronę, przypominając sobie, że nadal się sobie nie przedstawiliśmy. Ona patrzała na mnie ze zdziwieniem i lekkim niepokojem:
- Jestem Louis. - wyciągnąłem w jej stronę rękę, jej twarz złagodniała.
- Sus - z uśmiechem uścisnęła moją dłoń i zniknęła za drzwiami.
Podjąłem  drogę do domu idąc wielkim uśmiechem na ustach.

New start, New dream, New world, New me


Misiaczki! Bardzo was przepraszam za tak długą nie obecność!! Tyle zaległości, ale zarówno tyle nowych pomysłów! Mam nadzieję, że będziecie czytać i że podoba się wam jak na razie historia Lou i Sus! Z tematu imprez i sexu przenieśliśmy się w romantyczny klimat randki  i problemy rodzinne Louisa. jak myślicie co będzie dalej ? Co z Lou i jego mamą? Czy spotka się jeszcze z Sus ? Komentujcie! Piszcie czy wam się podoba i jak myślicie co pojawi się w na zstępnej części! Może któryś z waszych pomysłów mnie zainspiruje! Kolejna część już niebawem, a ja zabieram się za pisanie nowego dłuższego imagina/opowiadania! Kocham was i jeszcze raz przepraszam!!

poniedziałek, 22 kwietnia 2013

#8 Louis część 1

Lekko otworzyłam oczy, za jasno. Znów je zamknęłam. Obudził mnie straszny ból głowy. Jak to po imprezie. Trochę się wypiło. Trochę za dużo. Ale jak szaleć to szaleć. Jestem młoda. Ból w mojej głowie był  nie do wytrzymania. Kac, kac, kac. Westchnęłam lekko. Nagle zorientowałam się, że jestem zupełnie naga. - Co jest ? - pomyślałam. Obróciłam się na drugi bok i ujrzałam jakiegoś chłopaka! Najlepsze jest to, że go nie znam, widzę go pierwszy raz na oczy! Leżał przykryty kołdrą, również nagi. Czy my... Boże... Jak to się stało. Aż tak byłam pijana, że nie pamiętałam ?
- Cholera - powiedziałam pod nosem i położyłam się na plecach starając się przypomnieć sobie ostatnią noc, ale nic z tego nie wychodziło.
- Cześć mała - usłyszałam głos dobiegający z ust chłopaka. - Jak nocka ?
- Zacznijmy od tego kim jesteś - odparłam
- Nie pamiętasz ? - spytał zdziwiony - Tak się fajnie bawiliśmy, szkoda, że nic nie zapamiętałaś...
- Najwidoczniej za dużo wypiłam... Nie... To, że za dużo wypiłam jest pewne. Ale czy my naprawdę... - nie potrafiłam tego wydusić.
- Tak kotku. - odpowiedział z satysfakcją.
Okryłam się kołdrą i wstałam. Zbierałam moje ubrania z podłogi.
- Po co się zakrywasz, widziałem przecież wszystko - zaśmiał się pod nosem - To nie ma sensu.
- Ma sens. To był pierwszy i ostatni raz, gdy coś takiego miało miejsce, więc się nie produkuj zbytnio - odpowiedziałam oschło. Wzięłam swoje rzeczy i poszłam się ubrać.
W toalecie skuliłam się w koncie i schowałam twarz w ręce. Nie wiedziałam, że będą takie konsekwencje. Czuje się jak szmata. Dosłownie. Za dużo się stało. O wiele za dużo. To nie powinno mieć w ogóle miejsca. Jestem na siebie wściekła, że do tego dopuściłam. Chciałam zaszaleć to teraz mam za swoje. Nie wierze w to co się stało. Nawet go nie znam...
Ubrałam się, wzięłam torebkę i wyszłam.
Idąc starałam się przypomnieć sobie ostatnią noc. Nie wiem czy to dobry pomysł, ale tak chciałam wiedzieć do czego się posunęłam. Lub kogo... Na razie wiem, że się upiłam i uprawiałam seks z jakimś kolesiem. Ciekawie się zaczyna. Coś jeszcze ?! Nie wierzę, że zwykle spokojna, nie porywcza dziewczyna jak ja z robiła coś takiego... To takie... ohydne... Może lepiej niektórych rzeczy nie pamiętać, ale ciekawość była silniejsza... Chcę wiedzieć, co jeszcze zrobiłam.
- Ej mała! - usłyszałam z oddali. Obróciłam się i zobaczyłam tego chłopaka. Kurde...
- Co ? - powiedziałam oschle, ale nagle w mojej głowie pojawiła się pewna ciekawa myśl, którą miałam zamiar zrealizować.
- Ja tylko chciałem...- przerwałam mu
- Mogę Cię wykorzystać ? - spytałam
- Oh, dzisiejsza noc Ci nie wystarczyła ? - zaśmiał się
- Nie! Przestań! Ja w odróżnieniu od niektórych nie pcham się nieznajomym do łóżka. - odparłam
- Czyżby ? - odpowiedział z chamskim uśmiechem
- To się nigdy, ale to nigdy więcej nie powtórzy!
- Szkoda... - powiedział cicho
- Co ?! - spytałam zażenowana
- Nic, nic. To czego ode mnie chcesz ? - zapytał z zainteresowaniem
- Pamiętasz może cokolwiek z tej imprezy ? Bo jak już zdążyłeś się domyślić, ja byłam a takim stanie, a nie innym, że nic nie pamiętam.
- Haha - zaśmiał się - Pamiętam wszystko
- Robiłam jeszcze coś strasznego, oprócz....Tego ?
- Nie jesteś z rodu niegrzecznych dziewczynek, nie ? - zarzucił
- Nie zbyt - odpowiedziałam speszona - To jak powiesz mi ?
- Nie bój się, nie robiłaś nic więcej. - uśmiechnął się sympatycznie.
- Jeju, dzięki Bogu! - odetchnęłam z ulgą... Chociaż jedna dobra wiadomość. - Dzięki, to ja lecę, Hej - rzuciłam
- Czekaj! - krzyknął - Chciałem się spytać czy poszlibyśmy gdzieś nie wiem, może na kawę, lub spacer ? - widać było, że się zawstydził. Słodkie. Poniekąd.
- Że co proszę ? Chcesz pewnie mnie upić i wykorzystać, i skończy się tak jak tym razem.
- Nie prawda! Może i to co się stało, nie powinno było się stać, ale możemy zacząć od nowa. Zacząć od normalnego spotkania. Też nie jestem z siebie w pełni dumny za to co zrobiłem.
- W pełni ? Haha. Czyli jakieś 50% satysfakcji jest ? - zaśmiałam się
- Haha no może 60% - odpowiedział - To jak idziemy ?
- Mam nadzieję, że ta propozycja nie ma żadnego podtekstu seksualnego co ?
- Nie ma. Zaro seksu.
- Eh, no dobra. Nic nie stracę. - westchnęłam. widać było, że się starał.

*Oczami Louisa*

Źle zaczęliśmy i to w większości z mojej winy. Byłem trzeźwiejszy od niej. Też nieźle nawalony, ale trzeźwiejszy. Rozmawiałem z nią gdy jeszcze nie była tak mocno pijana, wydała się naprawdę ciekawą osobą, dlatego też nie chciałem  tracić z nią tak szybko kontaktu. Trochę przykre, że traktuje mnie jako faceta, który bierze do łóżka pierwszą, lepszą, upitą laskę i robi, to co robi. W sumie nie dziwię się jej. Przecież od takiej strony się jej pokazałem i od takiej strony mnie poznała. Nie jestem taki. Tez wypiłem. Jestem zdeterminowany i zrobię wszystko, by zmieniła o mnie zdanie. To jest początek czegoś pięknego. Czuję to!



Tak bardzo was przepraszam za tą długą, a nawet bardzo długa przerwę! Jednak nauka, i sprawdziany zabierają czas :< Mam teraz 2 tyg. wolnego więc postaram się odrobić tą stratę! :) Xx A co do Imagina piszcie czy wam się podobało. Czego oczekujecie w dalszej części ? I z kim byście chcieli następny!
Pozdrawiam miśki Papa Xxx

sobota, 6 kwietnia 2013

#7 Zayn

***



Końcówka Liceum. Wszystko się dzieje szybko. Wszyscy chcą wszystko zrobić szybko. Świat gna. Powoli brnę w tym szaleństwie. Każdy krok stawiam z uwagą na to czy czegoś nie zniszczę, próbując iść do przodu. Dzisiejsze pokolenia nie potrafią się śmiać, by nie urazić innych. Nie umieją dać by nie zabrać. Nie umieją postawić kroku, by nie zdeptać. Świat jest dziwny. Z dnia na dzień staje się coraz bardziej dziwniejszy i dziwniejszy. 
Dni miały. Czas nie odwracalnie uciekał. Czyli wszystko w porządku. Uczęszczałam na lekcje angielskiego. Od jakiegoś czasu do naszej grupy dołączyli nowi uczniowie. Co chwile przychodzili. Nie dziwię się. Miło tam było. Chodziłam 2 razy w tygodniu. 
Moją uwagę przykuł chłopak w czarnych włosach o ciemnej karnacji. Od kiedy pojawił się na zajęciach zaczęłam chętniej na nie uczęszczać. Przychodziłam. Nie można powiedzieć, że się uczyłam, bo to nie jest prawdą, przychodziłam tu by napajać się jego widokiem. Z dnia na dzień pragnęłam go coraz bardziej. Marzyłam by go poznać. Potrzebowałam tego. 
Ma na imię Zayn. Zayn Malik. To imię zawracało mi głowę od jakiegoś czasu. Ciekawe jak jedna osoba może zatracić budującą się przez całe życie równowagę drugiej... Ciekawe...


***



-Zayn, gdzie ty jesteś ? - Spytałam przez telefon lekko  zdenerwowana. Spóźniał się już 15 minut. Zresztą jak zawsze.
- Za Tobą - usłyszałam głos zza pleców. Był rozbawiony jak nigdy.
- Znowu się spóźniłeś ciamoajdo! - powiedziałam na żarty
- Oj przepraszam - zrobił smutną minkę -Mi nie wybaczysz ?
- Oh... Zawsze to mówisz, a ja zawsze pękam. Jesteś straszny... - odparłam
- I za to mnie uwielbiasz - odpowiedział Zayn.
- Haha- zaśmiałam się
Był gorący dzień. Chodziliśmy po mieście, śmialiśmy się. To był na prawdę chory człowiek. Szalony, zabawny, miał bardzo głupie pomysły, ale bym również opiekuńczy. Cieszyłam się, że mam kogoś takiego jak on. Kogoś komu będę mogła się wyżalić, zaufać. Takiego prawdziwego przyjaciela.

*We are alaways be together*

Nagle chłopak złapał mnie, przerzucił przez ramię i pobiegł gdzieś do przodu.
- Zayn! - krzyknęłam - Zayn debilu co ty robisz!? - pytałam śmiejąc się, ale również byłam przerażona co on wymyślił. Po tym człowieku można by się wszystkiego spodziewać!
Nawet się nie obejrzałam, i leżałam w fontannie. 
- Zayn! - krzyknęłam nie mogąc opanować śmiechu - Jesteś tak głupi! - śmiech 
- Jesteś zła ? - spytał również rozbawiony - Mówiłaś, że Ci gorąco.
- Tak! - powiedziałam ironicznie - Jestem cała mokra! - odparłam i pociągnęłam chłopaka również do fontanny. 
- Ha! Masz za swoje! - powiedziałam z dumą

*If you believe your dream come true*

***



To takie dziwne uczucie, gdy kogoś poznajesz, a  z czasem ta osoba, która nie odgrywała zbytniej roli w  twoim życiorysie, staje się kimś więcej niż tylko znajomym. Myślisz, dobrze się wam rozmawia, macie dużo tematów. Myślisz, że to przyjaźń. Trwasz w tym przekonaniu dość długo. Wspólne spędzanie czasu, zwierzenia, odkrywanie tej osoby z zupełnie innej perspektywy. Nagle świat wywraca się do góry nogami. Tak. Wiruje. A ty razem z nim. Jak każda przyjaźń przechodzi na wyższy stopień znajomości. Myślisz, że to miłość, ale na razie wmawiasz sobie, że to chwilowe. Że on Ci się tylko podoba. Jednak, po jakimś czasie czujesz motyle w brzuchu za każdym razem jak przechodzi obok Ciebie, podejdzie, coś powie, dotknie Cię. Twoje uczucie cały czas rośnie i rośnie. Chcesz przestać, lecz nie potrafisz. Chcesz zniknąć, lecz nie umiesz... Tak.. Miałam tak...

***


To było jak sen. Spełnienie marzeń. Cały świat zawirował, a ja razem z nim. Wszystko odwróciło się do góry nogami. I szczerze mówiąc nie chciałam by wracało do dawnego stanu. Czułam się jak w niebie. Lepiej! Wzniosłam się 3 metry ponad nie! Cały świat stał się lepszy, zło zniknęło. Czułam się tak bezpiecznie i swobodnie. Czułam się sobą.
Stałam na parkiecie w objęciach Zayn'a. Nasze ciała się stykały tak jak i usta. Całowaliśmy się. Oboje tego pragnęliśmy  Oboje tego potrzebowaliśmy. W tym momencie nie liczyło się nic i nikt inny. Tylko my. MY. Całkiem zwariowałam. To był mój przyjaciel. Teraz jest kimś znacznie więcej. Kocham go. Jak nikogo innego. Darzę go uczuciem, jakim jeszcze nikogo nikt nie darzył. To niesamowite, że można kogoś kochać aż tak. Nigdy nie doświadczyłam tak silnej euforii. Nie obchodziło nas nic. 
Gdy oderwaliśmy się od siebie. Chłopak spojrzał mi w oczy, uśmiechnął się i wyszeptał mi do ucha:
- Kocham Cię
- Zayn... Ja też Cię kocham - odpowiedziałam.
Po czym wtuliliśmy się w siebie ponownie i tańczyliśmy do powolnego kawałka.



***


Weszłam zmęczona do domu. Marzyłam o tym by wziąć gorącą kąpiel i położyć się spać. Dzisiejszy dzień był taki zabiegany. Praktycznie nie miałam chwili oddechu. 
- Amy ? - spytał chłopak schodząc ze schodów, po chwili wyłonił się zza rogu. Automatycznie końciki moich ust podniosły się.
- Nie włamywacz - odpowiedziałam śmiejąc się - Zayn, miałam taki zawalony dzień, jestem tak wykończona. Boże. - podeszłam do chłopaka i go przytuliłam. Po Chwili zobaczyłam, że jest w garniturze. Zdziwiłam się. - Czy ja o czymś zapomniałam ? - pomyślałam
- Ale się wystroiłeś, co to za okazja ? - spytałam
- Nasza rocznica głuptasie. Już 3 lata ze mną wytrzymujesz! - odpowiedział
- Jezu... Zayn przepraszam... Kompletnie mi wyleciało z głowy... Jestem okropna.. Przepraszam - powiedziałam. Jak mogłam zapomnieć. Już 3 lata. A ja zapomniałam! Jestem straszna...
- Nic się nie stało kochanie. - pocałował mnie w czoło - przygotowałem kolacje przy świecach, ale jesteś zmęczona to uczcimy to... - przerwałam mu
- Nie! Jeśli chodzi o czas spędzony z Tobą zawsze jestem gotowa! - pośpiesznie odpowiedziałam. On się tylko zaśmiał.
Wziął mnie za rękę i zaprowadził do ogrodu. To co zobaczyłam było piękne. Stół pięknie przystrojony, wokół lampiony, świece i to gwieździste niebo.
- Misiu.... - westchnęłam
- Podoba Ci się ? - spytał nie pewnie
- Podoba ? To mało powiedziane! - pocałowałam chłopaka w policzek
Usiedliśmy delektowaliśmy się pysznym jedzeniem, muzyką, nastrojem i sobą nawzajem. Każda spędzona wspólnie razem chwila była dla nas na wagę złota. Każdy moment spędzony wraz z Zaynem mam w pamięci. To niesamowite. Nie. To miłość.
- Amy... słuchaj - zaczął, trochę się przestraszyłam, ale on kontynuował - Mamy 20 lat. Jesteśmy ze sobą już 3 lata. Mamy ułożone życie. Czy nie lepiej iść do przodu ? - spytał 
- Co chcesz przez to powiedzieć ? - zarzuciłam nie pewnie
On wstał uklęknął na jedno kolano i wyjął z kieszeni małe czerwone pudełeczko. Łza z łza zakręciła mi się w oku.
- Czy uczynisz mnie najszczęśliwszym mężczyzną na świcie i wyjdziesz za mnie ? - spytał wpatrując się w moje oczy
- Tak, tak tak!!- odpowiedziałam i rzuciłam się mu na szyję.


***


- Tato... Tato, pośpiesz się! - podkrzyknęłam
- Kotku, spokojnie. - powiedział uśmiechając się, jak by widział mnie ostatni raz w życiu. - Zdążymy
- Mamy mało czasu. A nie wypada się spóźnić na własny ślub.. - odpowiedziałam
Tak. Właśnie w tej chwili moje marzenia się spełniają. Właściwie jedno. Patrze teraz na nie. Kto by pomyślał, że nie winne zauroczenie za młodu, przerodzi się w coś tak poważnego. W taką miłość. Siedziałam w białej sukience, z welonem i bukietem białych róż. Czułam się niesamowicie.
Każdą najmniejszą rzecz kochałam w Zaynie. To, że śpi w skarpetkach, lub to, że gdy ma zimne ręce kładzie mi je na plecach. Wszystko. Jego wada ? To ich brak
- A ty Amy Sheem, bierzesz Zayna Malika za męża ? - spojrzałam w oczy chłopaka.
- Tak, biorę. - odpowiedziałam.
- Zatem ogłaszam was mężem i żoną! Może Pan pocałować Pannę młodą. - to były najpiękniejsza słowa jakie usłyszałam do tej pory. 
Po tych słowach zatonęliśmy w pocałunku. Tak wyjątkowym, tak pięknym jak nigdy. Nagle usłyszałam przy uchu:
- Panno Malik... Kocham Panią.


***


Obudziłam się kompletnie pogubiona w szpitalu. Nad moją głową zobaczyłam Zayna, lekarza i mojego ojca. Nagle oczy wszystkich zwróciły się w moją stronę. Wszystko widziałam jeszcze przez mgłę. Po chwili usłyszałam głos lekarza:
- Panno Malik.. Panno Malik słyszy mnie Pani ? - pokiwałam twierdząco głową, on dokończył - Były małe komplikacje, i musieliśmy zrobić cesarskie cięcie, dlatego była Pani w śpiączce, ale urodziła Pani, w pełni zdrową dziewczynkę - teraz dopiero zobaczyłam, że Zayn trzyma dziecko w ramionach. Łza spłynęła mi po policzku. Mąż dał mi dziecko na ręce i spytał:
- Kochanie ty płaczesz ? 
- Ze szczęścia. - odprłam


***


Leżałam. Byłam w głębokim śnie. Spokój wokół mnie. Cisza. Nikogo obok. Byłam zimna, blada, nie zdolna do jakiegokolwiek ruchu. Tak umarłam. Mój czas na tym świecie się skończył. Wszystko ma swój koniec, jak i początek. Umarłam ja, ale ktoś się narodził i tak od milionów lat. Ale wiecie co wam powiem ? Parę chwil temu byłam szczęśliwą staruszką na bujanym fotelu, z najwspanialszym na świecie mężem, córką wnukami. Jestem.. A raczej byłam staram ale za to szczęśliwa. Umarłam ze świadomością, że miałam wspaniałe życie. Wspaniałych rodziców, przyjaciół, męża i córkę. Kochałam ich i kocham całym sercem. Z rodzicami spotkam się teraz. W lepszym świecie. Zacznę życie od nowa, w zupełnie innej rzeczywistości. Patrząc na moje dwa szczęścia z tęczowego mostu pilnując aby byli szczęśliwi. Czekam na nich. Tu będziemy  szczęśliwi na zawsze.


Nie wyszło tak jak chciałam, ale jak już zaczęłam pisać to jest. Nie jestem z niego zadowolona, ale dzisiaj kompletnie opuściła mnie wena... RATUNKU!! Podoba się wam? Napisałam nieco inny imagin. Przeskakując w czasie. Mam nadzieję, że wam się podoba. Dobranoc!! Xxx

piątek, 5 kwietnia 2013

#6 Harry Część 2

Kolejny ranek. Kolejny dzień. Nie miałam ochoty wstawać. Wychodzić do świata. Rozmawiać z kimkolwiek, jednak widziałam, że tego nie uniknę. Nadal miałam przed oczami wczorajsze wydarzenie. To było straszne... Gdy pierwszy raz ich razem zobaczyłam, mówił, że mnie kocha... Właśnie widać jak bardzo... Każda cząstka mnie rozpaczliwie krzyczała o pomoc, jednak gdy ją dostawała nie chciała z niej skorzystać. Nie logiczne prawda ? Bez sensu ? Tak... To jest właśnie miłość... Przyzwyczajajcie się.
Wstałam leniwie z łóżka i zeszłam na dół. Mama krzątała się po kuchni. Zobaczyłam ją i przytuliłam. 
- Mamo, przepraszam za wczoraj... Potrzebowałam trochę samotności. - powiedziałam patrząc w jej oczy.
- Wiem, wiem kochanie - uśmiechnęła się. Miała piękny uśmiech. Jak by całe zło świata ją omijało. - Ale izolowanie się od świata w niczym Ci nie pomoże. Wyjdź do świata, spotkaj się z przyjaciółmi lub idź na spacer. Zrób cokolwiek, ale nie siedź bez czynnie. - zaproponowała.
- Wczoraj poszłam na spacer... I nic dobrego z tego nie wyszło - mruknęłam
- Oj Pat... Nie marudź tylko się umyj ubierz i przebiegnij po zakupy! - powiedziała podnosząc ton, ale oczywiście pozytywnie.
- No okok. - odpowiedziałam i pobiegłam na górę. 
Byłam gotowa po jakiś 20 minutach. Zeszłam na dół i mama w progu się uśmiechnęła:
- No wreszcie wyglądasz jak człowiek! - zarzuciła. Ona to umie pocieszyć haha.
- No dzięki- zaśmiałam się. Ona dała mi kartkę z zakupami i wyszłam
Pogoda była lepsza niż wczoraj. Było cieplej, nawet słońce wyszło. Ale wiatr jednak sprawiał wrażenia chłodu... Do marketu miałam jakieś 20 minut drogi pieszo. - Eh... - westchnęłam, jednak pogoda poprawiła mój nastrój i poszłam dalej. Widziałam parę zakochanych i od razu wspomnienia wróciły. Z Hazzą też kiedyś byliśmy tacy szczęśliwi.... Nie wiem dlaczego to wszystko się wydarzyło.. Było tak pięknie. Jak w bajce. Może tylko dla mnie.... ? Z drugiej strony nie można kogoś zmusić do miłości, ale dlaczego w taki sposób mi okazuje jej brak ? 
- Patti... - usłyszałam znajomy głos zza pleców. To był Harry. Od razu gdy go zobaczyłam jakaś część mnie się ucieszyła.
-   Oh.. Harry? - spytałam z lekka rozkojarzona - Co ty tu... - nie pozwolił mi dokończyć.
- Słuchaj ja wiem, że zrobiłem źle... I że to wszystko to moja wina... Ale ja cię kocham... I cholernie mi na Tobie zależy. Gdy budzę się rano ze świadomością, że Ciebie już przy mnie nie ma cały świat traci kolory. Moje życie nie ma sensu... Gdyby nie ty... Nie był bym teraz taki jaki jestem... Przewróciłaś mój świat do góry nogami. Ciszę się z tego strasznie. I nie chcę, żeby znów wrócił do pionu i żeby znów był normalny... Nie umiem żyć bez Ciebie. Twój głos pomaga mi przetrwać dzień i gdy go nie ma, gubię się i błądzę we własnych myślach... Proszę Cię... Daj nam szansę... - muszę przyznać, że to co powiedział było... było piękne. Prosto z serca ? Mam nadzieję, ale co z tą dziewczyną ? Kim ona jest ? Co ona dla niego znaczy ? 
- Hazz... Byłam wczoraj na spacerze w parku...Chyba mnie widziałeś... I ty byłeś z tą dziewczyną... I co ja mam teraz myśleć? Mówisz mi, że mnie kochasz a tu co ? - odpowiedziałam
- Proszę Cię uwierz mi...- zciszył ton i przysunął się w moją stronę. Ja zrobiłam krok do tyłu
- Przepraszam nie umiem.... - odparłam i pobiegłam w stronę marketu
Brakuje mi go i to cholernie. Każdy jego dotyk, ruch, słowo było dla mnie wszystkim. On był dla mnie wszystkim. Kochałam go, ale bałam się, że znowu zrobi mi coś takiego. Z tym nie jest łatwo się pogodzić. Brak tak bliskiej niegdyś osoby zżera mnie od środka. Toczę w środku wewnętrzną walkę, pomiędzy tym co powinnam zrobić, a tym co chcę zrobić. Nie umiem się na niczym skoncentrować w tej chwili. Nikogo jeszcze tak bardzo nie kochałam, i przez nikogo jeszcze tak bardzo nie cierpiałam. Kocham go, ale równocześnie nienawidzę za to co zrobił...
Po skończonych zakupach udałam się do domu. Droga minęła mi szybko. Widziałam dzieci bawiące się w piaskownicy. Dzieci, które nie muszą martwić się problemami tutejszego świata, dla których wszystko jest prostsze. Miłość, wybaczenia, nawiązanie więzi.
Spotkałam również szczęśliwych zakochanych mniej więcej w moim wieku. Tak nie obchodziło ich nic poza ich uczuciem i nimi samymi. Mieli siebie nawzajem, to im wystarczało. Nie potrzebowali nic więcej do szczęścia tylko siebie. Wtuleni w swoje ramiona przemierzali samolubny, chamski świat pozbawiony miłości.
Zauważyłam również płaczącą dziewczynę... kobietę ? W każdym razie starsza ode mnie. Zalana łzami pogrążała się jeszcze bardziej w zło tego świata. Nie wiedząc co czyha za rogiem szła tam. Wiedząc, że życie to niebezpieczna i zła wyprawa dalej w nią brnęła..
Minęłam też parę staruszków. Mimo, że wiedzieli, że nie długo ich żywot się skończy, kochali się, byli ze sobą od początku do końca, na dobre i na złe w zdrowiu i w chorobie. Kochali się bezgranicznie. Ich stare pomarszczone ręce były nie rozłączne. Mimo wpływu lat i wygaśnięciu młodości, byli razem. Ich miłość nie wygasła i nie wygaśnie nigdy.
*Love me forever or never*

Tak. Każdy ma swoją historię, jednak czy przechodzimy jej lepszą czy gorszą część wierzmy w to, że zakończy się szczęśliwie. Jeśli mamy gorsze dni, nie przejmujmy się, w końcu wyjdzie słońce. Lecz jeśli jest dobrze, bardzo dobrze bądźmy gotowi na najgorsze...


Tak bardzo was przepraszam, że dodaję dopiero teraz ale mam problemy z komputerem. Kolejna część Hazzy! Jak wam się podoba ?

niedziela, 31 marca 2013

#5 Harry Część 1

- Nie chcę tego słuchać! - krzyknęłam i wybiegłam na hol.
- Ale Patti! Czekaj! To nie tak jak myślisz! - chłopak biegł za mną i próbował mnie uspokoić
- Jak nie tak jak myślę?! Co ja mam myśleć, gdy widzę swojego chłopaka całującego się z jakaś inną laską?! Co ja mogę sobie pomyśleć?! - krzyczałam cała zalana łzami. Chłopak złapał mnie za nadgarstek, próbując uspokoić.
- Nie dotykaj mnie! - warknęłam wyrywając swoją rękę z jego uścisku. - Co ty sobie myślisz ?! Że kolejna głupia Tobie uległa, znalazłeś sobie nowy obiekt, a tą walniesz w kąt jak nie potrzebną zabawkę z nadzieją, że ulegnie kolejny raz ?! Mylisz się! - Wykrzyczałam mu to w twarz. Widać było, że go to zabolało, ale to co on zrobił mi było gorsze... To jak ja się czułam w tej całej sytuacji. On nawet nie zdawał sobie z tego sprawy. Kochałam go, a on mnie zdradził. Nie chciałam go znać, nie chciałam mieć z nim nic wspólnego. Lecz w głębi duszy nadal go kocham. Nie da się zgasić w jednej chwili tak mocnego uczucia jakim darzyłam Harrego. Myślałam, że dla niego to wszystko też jest ważne. Jak widać się myliłam...
- Nie prawda! Znaczysz dla mnie rak dużo, że nawet nie jestem wstanie tego obrać w słowa! Nie mów tak! - również się zestresował całą tą sytuacją - Kocham się Patt! - wykrzyknął i patrzył w moje pełne łez oczy.
- Czy gdybyś mnie kochał zrobił byś mi coś takiego? - spytałam już spokojnie, dając mu do zrozumienia, że to mnie nie przekonuję. Wzięłam torebkę i wybiegłam z klubu, w którym mieliśmy się dzisiaj bawić, gdyby nie ten 'mały' incydent...
Usiadłam na pobliskiej ławce, by się trochę uspokoić. Schowałam twarz w dłoniach. Jestem kompletnie załamana tym co się stało. Przecież on mnie zapewniał, że mnie kocha, że to nie jest to samo co z innymi, że nigdy mnie nie opuści... Było tak pięknie. Każdego dnia, budziłam się z uczuciem, że jestem komuś potrzebna, że ktoś mnie może mnie kochać. Przynajmniej tak mi się wydawało, że znaczę dla niego tylko co on dla mnie. A znaczy dla mnie na prawdę dużo... Oddałam mu siebie. Zaufałam bezgranicznie. Obdarzyłam tak niewiarygodnie silnym i trwałym uczuciem. Nawet teraz gdy płaczę przez niego, chcę się w niego wtulić, poczuć jego zapach, jego dotyk, smak jego ust. Każda część jego ciała była perfekcyjna. Chciałam się w nią wtulić. Jak by nie obchodził mnie cały świat. Nie obchodziło mnie nic. Ale tak nie jest. Teraz mam tylko w głowię Harrego. To co się stało. Nadal nie mogę w to uwierzyć, jednak z sekundy na sekundę wydawało się to coraz bardziej realne, coraz bardziej bolało...
Wstałam z ławki i ruszyłam w stronę domu. Ludzi patrzyli się na mnie dziwnie. Czemu ? Widać, że właśnie cierpię ?! Ah..zapomniałam... Mam całą twarz czarną od tuszu, który kiedyś otulał moje rzęsy.. Nie przejęłam się tym aż tak. Chociaż dziwnie się czułam, gdy każdy patrzył na mnie w ten dziwny, pytający sposób. Ale co poradzić.
Doszłam do domu. Próbowałam się prześlizgnąć tak, aby mnie nikt nie usłyszał, ani tym bardziej nie zauważył. Zasypali by mnie milionem pytać. Chciałam tego jak najbardziej uniknąć. Szczególnie teraz. Sama pewnie, biorąc pod uwagę stan, w którym właśnie jestem, nie umiała bym odpowiedzieć na większość z nich. Na moje nieszczęście wpadłam na mamę. Gdy zobaczyła mnie zapłakaną, i umazaną przeraziła sie.
- Jezu! Co Ci się stało !? - spytała pośpiesznie cała w strachu.
- Nic mamo... - odpowiedziałam i pobiegłam do pokoju. Nie chciałam z nikim rozmawiać chciałam być sama. Sama uświadomić sobie to wszystko. Pogodzić się z tym. Co ja gadam. Nie pogodzę się s tym. Osoba, którą kochałam mnie tak potraktowała. Z resztą... Mimo to nadal go kocham... Co mam na to poradzić. Nie potrafię się odkochać od tak. Nie umiem. Rzuciłam się na łóżko i skuliłam się dając wybuchnąć tym wszystkim negatywnym emocją. Płakałam jak głupia...
Mama weszła do mojego pokoju. Położyła się obok mnie i mocno przytuliła. Wiedziała, że spotykam się z Harrym, domyśliła się więc, że coś miedzy nami się wydarzyło... Obróciłam się w jej stronę. Ona widząc łzy malujące drogę na moich policzkach, próbowała je otrzeć, jednak było ich zbyt dużo na nią jedną. Ona pocałowała mnie w policzek i cicho spytała:
- Kochanie... Co się wydarzyło miedzy tobą, a Harrym - powiedziała to tak czule... Ale na to pytanie zaczęłam mocniej płakać i przez łzy wypowiedziałam:
- Mamo... On... On mnie zdradził... - wybuchnęłam jeszcze silniejszym płaczem, a uścisk mojej matki również przybrał na sile.
- Ale wiesz to na pewno ? - spytała
- Widziałam jak się z nią całował! Masz mnie za idiotkę ?! - pod krzyknęłam, nie chciałam żeby to tak zabrzmiało, ona chciała mi pomóc, więc szybko się poprawiłam - Przepraszam...Ja.. Ja nie chciała, żeby to tak zabrzmiało.. Jestem po prostu zdenerwowana. - powiedziałam, próbując się opanować..
- Kochanie rozumiem. Chodź tu. - przysunęłam się do niej i wtuliłam się w jej ramię. Nawet nie zauważyłam, kiedy zasnęłam.
Rano obudziłam się po 11:00. Dość długo spałam.Pewnie przez wczorajszego stresu. Wyczołgałam się z łóżka i przejrzałam się  w lustrze. To co ujrzałam nie zadowoliło mnie. Byłam jeszcze brudna od makijażu i opuchnięta od łez. Poszłam do łazienki się umyć i zeszłam w piżamie na dół. Poczułam zapach naleśników. Pewnie mama chce mi poprawić humor. Jest kochana. Gdy weszłam do kuchni, mama od raz mnie przywitała uściskiem, przytuliłam się do niej równie mocno, a łzy znowu napłynęły mi do oczy, jednak nie pozwoliłam im spłynąć.
- Zrobiłam Ci naleśniki kotku - powiedziała mama i zaprowadziła mnie do stołu.
- Dziękuję. - odparłam, próbując się uśmiechnąć, lecz na darmo. Ona to rozumiała. Strasznie ją kochałam. Nasze kontaktu są bardzo dobre. Jesteśmy ze sobą blisko. Odkąd mój ojciec nas zostawił i mam tylko ją, przelewam na nią całą swoją miłość, a ona na mnie.
Zjadłam śniadanie i poszłam na górę się ubrać. Postanowiłam, że krótki spacer dobrze mi zrobi. Mama przyznała mi rację.
Wyszłam z domu i skierowałam się z stronę parku. Pogoda nie była jakaś piękna, było wietrznie, pochmurnie i nie zbyt ciepło. Ale świeże powietrze zawsze pomaga prawda ? Szłam sobie uliczkami myśląc nad tym wszystkim. Miałam mętlik w głowie, który próbowałam poukładać, jednak nie przyniosło to, żadnych pozytywnych rezultatów. Gdy byłam w parku wszystko ucichło. Było słychać tylko szum drzew, śpiew ptaków i moje kroki. Szłam patrząc przed siebie. Ale to co zobaczyłam odebrało mi nadzieję, że kiedykolwiek będzie lepiej... Zobaczyłam Harrego z tą... dziewczyną. Tą co całował. Cała roztrzęsiona odwróciłam się i podążałam w odwrotnym kierunku. Chłopak chyba mnie zauważył, bo mnie wołał. Lecz ja nic sobie z tego nie robiłam. Pojedyncze łzy zaczęły spływać mi po policzkach. Z czasem było ich coraz więcej i więcej. Nie sądziłam nawet, że posiadam ich aż tyle! Tak bardzo chciałam znaleźć się teraz w domu. Tak bardzo jak chciałam tego spaceru, tak bardzo teraz chciałabym, żeby go nie było... Jeszcze na złość zaczął padać deszcz. - Świetnie! - pomyślałam. Szybkim krokiem kierowałam się w stronę domu. Po jakiś 10 minutach dotarłam do celu. Weszłam do domu cała przemoczona. Mama stała w drzwiach.
- Martwiłam się o Ciebie. - powiedziała, ale po chwili dodała - Skarbie, czemu płaczesz ?
- Byłam w parku. I on był z tą laską. Z tą co mnie zdradził! - rozpłakałam się doszczętnie i pobiegłam do pokoju. Mama poszła za mną, ale powiedziałam, że chcę być sama. Może to nie było miłe z mojej strony, ale nie chciałam z nim rozmawiać. Z NIKIM. Chciałam się odizolować od świata. Ona chciała mi pomóc jak  najlepiej mogła. Jednak nie potrafiła. Nikt nie potrafił. Poskładać tak rozsypaną dziewczynę jaką obecnie jestem to prawie nie możliwe.
Resztę dnia spędziłam w moim pokoju topiąc smutki w poduszce.. Po jakimś czasie zasnęłam.

Przepraszam kochani, że tak późno, ale święta i te sprawy eh... Dodaje Imagin z Hazzą. Mam nadzieję, że wam się spodoba! :*:*

I MOJE SPÓŹNIONE ŻYCZENIA! WESOŁEGO, SPÓŹNIONEGO JAJKA! :*:*

sobota, 30 marca 2013

#4 Liam Część 2


Gdy weszłam do mojego hotelowego pokoju zaczęłam skakać, śpiewać, tańczyć. Nie mogłam zatrzymać radości, która towarzyszyła temu, że umówiłam się z Liamem! Nasz spotkanie można chyba zaliczać do randki ? Oh. To jest najmniej ważne. Teraz miałam na głowie w co się ubiorę...
Otworzyłam walizkę, by zobaczyć czy coś się nadaję na tą okazję. W ogóle nie spodziewałam się, że na wakacjach poznam kogoś, na kim będzie mi tak bardzo zależało.
Po dłuższym przewracaniu w walizce wyciągnęłam <to>. Stwierdziłam, że będzie idealna.
Nie mogłam się już doczekać. Roznosiło mnie od środka. Motyle w brzuchu, walące serce. I to wszystko przez jednego chłopaka! Chyba nigdy nie pojmę jak jedna osoba może przewrócić czyjeś życia do góry nogami i to w tak krótkim czasie... No, ale mu się to udało. Za każdym razem gdy go widzę, nogi się pode mną uginają. Uśmiech automatycznie wskakuję na twarz, a serce i motyle próbują rozwalić mnie od środka.
To jest dziwne, a zarazem niesamowite uczucie.
Dzień zleciał mi stosunkowo szybko. Oglądałam filmy, byłam na spacerze. Krótko mówiąc miło.
Stwierdziłam, że już najwyższy czas się szykować. Ubrałam się w sukienkę, rozpuściłam włosy i lekko umalowałam rzęsy.
Macie czasem takie dni, że same się sobie podobacie i jesteście zadowolone z tego jak wyglądacie ? Ja miałam taki dzisiaj.
Nagle ktoś zapukał do drzwi. Poszłam otworzyć. To Liam. Stał nie ruchomo i patrzył się na mnie.
- Łoł.. Pięknie wyglądasz - wydukał po chwili, a ja oczywiście oblałam się rumieńcem na co on się tylko uśmiechnął. Podobało mu się to jak na mnie działa. Widziałam to. W sumie, mi też się to podobało.
- Dziękuję - odpowiedziałam nieśmiało. Wzięłam torebkę i wyszliśmy z hotelu. Słońce powoli zachodziło, więc niebo było pomarańczowo czerwone. Wyglądało to pięknie. Latarnie dodawały klimatu. Czułam się jak w bajcę.
- To gdzie mam Panienkę zabrać ? - Spytał. Jeju.. jaki on jest kochany!
- Do Gwiazd! - odpowiedziałam i złapałam chłopaka za rękę.
- Skoro tego pragniesz - odparł i tajemniczo się uśmiechnął. Coś kombinuje. Czułam to, ale wiedziałam też, że spodoba mi się to. Robiło się już ciemno. A my przeszliśmy kawałek miasteczka. Po czym Liam zdecydował:
- Tu jestem zmuszony Panience zawiązać oczy.
- Yhym, a czy to aby bezpieczne drogi Panie ? - spytałam z trudem hamując śmiech
- Ufa mi panienka ? - zadał pytanie i spojrzał mi w oczy.
- Ufam. - odpowiedziałam, a jego oczy jeszcze bardziej zaczęły błyszczeć. Zawiązał mi oczy jakąś chustą i prowadził. trzymał mnie w tali i kierował czy mam skręcić w lewo, prawo. A gdy napotykaliśmy schody, brał mnie na ręce i wnosił lub znosił. Był taki opiekuńczy i słodki. Nigdy wcześniej nie znałam nikogo takiego. W jego towarzystwie czułam się tak wyjątkowo. Może to zabrzmi samolubnie, ale czułam, że wszystko kręci się wokół mnie, że to ja jestem w centrum uwagi!
Zniósł mnie ze schodów i postawił na ziemi. Pod nogami poczułam piasek, więc domyśliłam się, że jesteśmy teraz na plaży. Poprowadził mnie prosto. Poczułam wodę, która obmywa moje stopy i ręce Liama na mojej tali.
- Poczułaś morze ? Jest ogromne. Czasem się zastanawiam czy nie jest nie skończone. I żyję w przekonaniu, że jest. Dlatego Ci obiecuję, że nie przestanę Cię kochać do póki całe może nie wyschnie. Do póki nie będzie tu suchej ziemi. Rozumiesz ? - Cały świat się zakręcił. Cały świat zwariował. To co powiedział było piękne. Nie byłam w stanie nic powiedzieć.
Liam zdjął mi opaskę z oczu i ujrzałam niebo, całe w spadających gwiazdach. Czarne niebo z lśniącymi dziarami. To był przewspaniały widok.
- Tu są twoje gwiazdy - powiedział cały czas mnie obejmując od tyłu w pasie. Nagle obrócił mnie ku sobie, popatrzał mi w oczy i powiedział:
- A tu jest moja gwiazda. - nie mogłam wykrztusić z siebie słowa, dlatego pocałowałam go namiętnie. On odwzajemnił pocałunek. Czułam, że nic się nie liczy oprócz nas. Teraz nie ma ja, ty. jesteśmy tylko my.
***
- Tak moje kochanie poznałam twojego tatę. Wywrócił całe moje życie do góry nogami. Zmienił je na lepsze. Dzięki niemu cieszę się każdym dniem. Każdą chwilą. Dzięki niemu mam Ciebie. - spojrzałam na moją piękną córkę. Owoc miłości mojej i Liama. Pojedyncza łza spłynęła po moim policzku.
- Mamusiu, a czemu ty płaczesz ? - spytała Rosalie
- Ze szczęścia kochanie. - przytuliłam ją mocno do siebie, jak by to miało być ostatnie co zrobię. Po chwili dołączył do nas Liam. Staliśmy wtuleni w siebie.
- A ja wiem jak ty poznałeś Mamę! - zaczęła krzyczeć dziewczynka
- Oh, ciekawe kto Ci to opowiedział! - zaśmiał się chłopak
- Mamusia! - wykrzyknęła
Teraz mam najlepszą na świecie rodzinę. Piękną córkę i kochającego męża. Nie którzy nie wierzą w to, że marzenia się spełniają. W sumie racja. Ja nawet nie marzyłam o tak pięknym życiu. I za to codziennie dziękuję Bogu.
*If you believe, your dream come true*

No to Imagin o Liasiu skończony! Trochę inaczej go sobie wyobrażałam, ale wyszło jak wyszło.Jest może trochę krótszy, ale chyba się nie obrazicie ? Piszcie czy wam się podoba i z kim byście chcieli następny. Postaram się wam dodać dzisiaj coś jeszcze. Kocham was Xx

czwartek, 28 marca 2013

#3 Liam Część 1

Morze. Plaża. Wszystko czego mi do szczęście potrzeba. Spacery brzegiem morza są ukojeniem dla duszy. Są wakacje. Większość chciałaby zaszaleć. Dać upust emocją, które kumulowały się cały rok szkolny. Ale nie ja. ja chcę spędzić je w spokoju. Odpocząć od wszystkiego. tym bardziej, że ten rok był...hm...dość zagmatwany. Tata dostał pracę w innym mieście, więc to oznaczało przeprowadzkę. Trochę mnie to kosztowało. Zostawić rodzinę, przyjaciół. Wyjazd z miasta, w którym się wychowałam, spędziłam całe dzieciństwo nie był łatwy. Dlatego takie wakacje się przydadzą.
Szłam brzegiem morza. Chłodna woda obmywała moje stopy. Szum fal wokół mnie... Ah... Na plaży nie było wielu ludzi. W sumie to mnie cieszyło.
Nagle upadłam. Wpadł na mnie jakiś chłopak. Na początku byłam trochę zła, ale podał mi kulturalnie rękę i pomógł wstać. Wtedy zobaczyłam jego piękne oczy, które błyszczały jak jeszcze żadne inne. Zatonęłam w nich. Patrzałam się chwilę na chłopaka. Lecz on wyrwał mnie z transu:
- Bardzo przepraszam. Mocno jesteś mokra ? - bardzo się martwił tym, że na mnie wpadł, bez potrzeby.
- Nic się nie stało. - powiedziałam z uśmiecham - nie nie mocno - byłam cała mokra, ale przecież mu nie zacznę tego wytykać, tym bardziej, że mi się spodobał.
- Jestem Liam - wyciągnął w moją stronę rękę, uroczo się uśmiechając
- Anne - odpowiedziałam również z uśmiechem ściskając jego rękę
- Mogę Ci to w jakiś sposób wynagrodzić ? Na przykład zaprosić na jakąś kawę ? - spytał niepewnie przygryzając dolną wargę
- Z przyjemnością - odparłam. Chłopak nie ukrywał zadowolenia i ulgi. Cieszyłam się, że będę mogła go poznać naprawdę mi się spodobał.

*Nadzieję, mają tylko Ci co nigdy się nie zawiedli*

Rozmawiało nam się naprawdę przyjemnie. Dowiedziałam się, że Liam też jest tu na wakacjach i, że mieszka w Londynie.
- Tam się przeprowadziłam nie dawno z rodzicami - wtrąciłam
- Tak ? To Fajnie! Będziemy mogli się widywać! Jeśli będziesz chciała oczywiście - dodał po chwili namysłu
-Głupie pytanie. No jasne, że chcę. - odparłam - Ale muszę już się zbierać - mój głos już nie był taki wesoły. Nie chciałam by ten dzień się kończył. Tak cudownie mi się z nim rozmawiało. Tak swobodnie się przy nim czułam.
- Jasne. Odprowadzę Cię - zaproponował chłopak i puścił do mnie oczko. Aw! Zwariowałam przez niego!
Szliśmy również brzegiem morza w stronę mojego hotelu. Rozmawialiśmy o różnych drobnostkach. Chcieliśmy się oboje lepiej poznać. Nigdy się przy nikim tak nie czułam. Motyle w brzuchu. Kurde.. Zakochałam się... Ale po jednym dniu ? Co innego mogło to wszystko znaczyć. Gdy był obok mnie czułam się tak inaczej. Tal wyjątkowo ? Nie potrafię tego opisać, ale to na pewno nie było codzienne uczucie... Ale to nie zmienia faktu, że było ono bardzo przyjemne!
Byliśmy już pod moim hotelem:
- No to jesteśmy - rzuciłam
- Tak szybko ? - zapytał z zawodem chłopak - Jak długo tu jeszcze będziesz ?
- Jeszcze tydzień. A ty ? - również zadałam pytanie
- Miesiąc.. - odpowiedział  i uśmiechnął się do mnie. Robił to w  taki sposób, że nogi się pode mną uginały. Dosłownie jak by były z waty.
- Mamy jeszcze czas. - uśmiechnęłam się - Ale teraz na prawdę muszę już iść. Zaryzykowałam. Dałam chłopakowi buziaka w policzek. On się tylko wyszczerzył i mi pomachał, a ja weszłam do ośrodka. Weszłam do pokoju hotelowego, przebrałam się i położyłam na łóżku. Cały czas myślałam o Liamie. Gdy wymawiałam to imię, gdy miałam jego postać przed oczami czułam jakby motyle chciały rozwalić mój Żołądek, a serce waliło mi, jakbym miała zaraz dostać zawału. Czy to normalne ? Ale chyba nie można pokochać kogoś po pierwszym spotkaniu prawda? Jestem wariatką... Po dłuższym rozmyślaniu zasnęłam
Następnego dnia obudziłam się koło 10:00. Zwlekłam się z łóżka i poszłam sobie zrobić śniadanie.
- Świetnie - burknęłam sama do siebie, gdy zobaczyłam pustki w lodówce.
Ubrałam się i poszłam do sklepu na jakieś małe zakupy. Szłam z koszykiem poszukując czegoś co mogła bym zjeść. Nagle poczułam, że ktoś łapie mnie w tali od tyłu. Przestraszyłam się.. Nie powiem, że nie... Odwróciłam szybko głowę. To Liam
- Oh.. to ty. Wystraszyłeś mnie! - powiedziałam ze śmiechem
- Oj przepraszam.. - zrobił smutne oczka i obrócił mnie przodem do siebie.
- Już nie smutaj! Nic się przecież nie stało. - odparłam i przytuliłam chłopaka. On się zaśmiał i również mnie przytulił. To było niesamowite.

*They don't know about us*

Razem zrobiliśmy zakupy i Liam ponownie odprowadził mnie do Hotelu.
- Masz jakieś plany na dzisiaj ? - spytał, wciąż się uśmiechając
- Na dzisiaj raczej nie. A co proponujesz ? - zatrzymałam się i odwróciłam się w stronę chłopaka
- Wypad na zachód słońca i kolację. Co ty na to ?
- Bardzo chętnie - odparłam i poszliśmy dalej.
Gdy doszliśmy już do miejsca, w którym zwykle się rozstajemy, a mianowicie pod miejsce mojego tymczasowego pobytu przegnaliśmy się. Przytuliliśmy się na do widzenia i ja znikłam w tłumie turystów, którzy dopiero co przyjechali do hotelu, a Liam poszedł w stronę centrum.

Imagin taki sobie, ale jestem zmęczona jutro postaram się go bardziej rozkręcić. Na razie niestety musicie się zadowolić nim. Przepraszam i Dobranoc!

#2 Louis Część 2


Rozmawialiśmy jeszcze trochę, ale robiło się ciemno.
- Powinnam wracać do domu - zdecydowałam
- Jasne. Odprowadzić Cię ? - Pierwszy raz mnie o to zapytał. Zawsze to robił, nawet gdy nie chciałam. Teraz pierwszy raz się zgodziłam.
- Tak. - powiedziałam z uśmiechem. On się tylko zaśmiał.
Przez jakiś czas szliśmy w ciszy. Nagle Lou zaczął nucić znaną mi melodie. Tylko nie mogłam za nic sobie przypomnieć jaką.
- Co to za piosenka ? - spytałam zaciekawiona
- I believe I can fly - odpowiedział
- I believe I can touch the sky - dokończyłam i odruchowo spojrzałam w niebo.
- Wsłuchaj się w tekst. Jeśli uwierzysz, możesz nawet latać. Wsłuchaj się w bicie serca. Słuchaj tego co ona mówi. Bo dzięki niemu możesz kochać. Dotknąć nieba. - To mnie podbudowało. to było takie... Prawdziwe ?
- Naucz mnie go słuchać - odparłam z powagą
- Umiesz. Nie muszę Cie uczyć. - uśmiechnął się
- Czyżby ? - spytałam
- Masz to w sobie. Widzę to. Musisz tylko w to uwierzyć - Rzucił. Odpowiedziałam mu uśmiechem.
W dalszej drodze myślałam nad tym co mówił. Że umiem. Że on to wie. Skąd ? Ten chłopak miał coś w sobie, że chciałam by mnie nauczył żyć od nowa. Nauczył żyć tak jakby jutra miało nie być. Tak po prostu. Długo i szczęśliwe. Zawsze lub wcale.
*Let us die young, let us live forever*
Znam go tak krótko, a już tak mnie zmienił. Co więcej sam mnie zachęcił bym się zmieniła. Sama tego chcę. Dzięki niemu. Zmieniam się na lepsze. Ale... Nie, nie ma takiej opcji... Nie zakochałam się. On mi po prostu pomaga, a mi taka pomoc w tej chwili się bardzo przyda. Potrzebuję go by znowu żyć pełnią życia.
*2 tygodnie później*
Chłopak pomagał mi z każdym dniem. Z każdym dniem byłam lepsza. Czułam to, że się zmieniam i byłam z tego powodu zadowolona. Tak wiele mu zawdzięczam. Lecz to jeszcze nie jest koniec.
Następnego dnia zwlokłam się z łóżka. Jeszcze nie żywa zeszłam na dół z zamiarem zrobienia sobie śniadania. Zobaczyłam karteczkę przyklejoną na lodówce. Było na niej napisane:
'Alice, pracuję do późna. Zostawiłem Ci pieniądze na blacie. Kup sobie coś na obiad.
Tata Xx'
Genialnie. Znowu go nie ma. Nienawidzę gdy tak mi robi. Jak by nie mógł chociaż jednej niedzieli spędzić w domu. Jak by nie mógł mnie chociaż poinformować ustnie. Nie. Po co ? Napisze kartkę. Po co ma ze mną rozmawiać. Nie ma potrzeby. Nie pamiętam kiedy gadaliśmy ze sobą inaczej niż: 'Hej, Pa, Jak w szkole, ok, Jak w pracy, ok' Fajnie nie ? Ale to kolejny fakt z mojego owocnego życia.
Zrobiłam sobie śniadanie. Bułka z masłem i kakao. Ah, tego mi do szczęścia potrzeba! Już miałam się zabierać za jedzenia, gdy zadzwonił dzwonek do drzwi. Zastanawiałam się kto to. Nikogo się nie spodziewałam. Otworzyłam drzwi a w nich stał Louis. Co ten wariat znowu wymyślił ?
- Louis ? Co ty tutaj robisz ? - spytałam
- A no tak sobie wpadłem. - powiedział ze swoim uśmieszkiem, który coraz mniej mnie denerwował
- o 9:00 rano ? - zaśmiałam się
- Mam propozycję na fajnie spędzony dzień - odpowiedział
- Yhym, no dobra, ale muszę zjeść śniadanie i się trochę ogarnąć, bo przed chwilą wstałam. Wejdź. - wskazałam ruchem ręki salon. On bez skrępowania wszedł do domu. Uśmiech nie znikał mu z twarzy. Ah no tak. to wieczny optymista. Zapomniałam.
Zjadłam śniadanie, poszłam się ubrać, umyć i zeszłam na dół do chłopaka.
- To... Gdzie idziemy ? - Spytałam nie pewnie
- Zobaczysz. - powiedział tajemniczo
- Znowu jakaś niespodzianka ? - zaśmiałam się
- Tak. Lekcja. - rzucił ściszonym tonem
- Lekcja zaufania ? - stałam się już poważniejsza
- Bardziej pokonania strachu. Ale zaufania też. Musisz przede wszystkim zaufać sobie. Jeśli nie ufasz sobie, nie jesteś świadoma swoich decyzji i boisz się ich podejmować nie ruszymy dalej. - zauważył i to też było prawdą. Wszystkie jego przemowy były takie głębokie...
- Ok. A co będziemy robić ? - byłam ciekawa co ten wariat wymyślił
- Aj, co ty taka ciekawska ? - odpowiedział pytaniem na pytanie
- Haha, Nie, tak chcę wiedzieć. - odparłam i poszłam dalej
Szliśmy w ciszy przez jakiś czas nagle Lou wtrącił nie, nie miał gdzie wtrącać. Więc powiedział:
- Jesteśmy!
- Co ?! - krzyknęłam - Chcesz, żebym skoczyła ze spadochronem ?!
- Tak. - on był zupełnie spokojny. Natomiast mi serce podchodziło do gardła
- I to ma mi pomóc ? A jak się zabiję ? Boże...- setki pytań
- To twoja decyzja. Ja tylko chcę Ci pomóc, nie chcę Cię do niczego zmuszać. - Ah, bałam się. Przyznam, ale jego ton. Był tak poważny i pewny. Wiedział co robi. Miałam przynajmniej taką nadzieję.
- Dobrze. - odpowiedziałam
- Co dobrze ? - głupio spytał
- Skoczę, ale pod jednym warunkiem. - niech nie myśli skubany, że ze mną tak łatwo!
- Jakim ? - zarzucił i ZNOWU uśmiech Bad Boy'a...
- Skoczysz ze mną. - Miałam ogromną nadzieje, że się nie zgodzi, ale wiedziałam, że skoczy.
- Ok. - odparł
- Mogłeś mnie uprzedzić, bym rano nie jadła. - powiedziałam ze śmiechem
- Haha - zaśmiał się. - No na razie idzie Ci dobrze. Zaufałaś sobie. Podjęłaś świadomie decyzję. Widać, że chcesz się zmienić. Fajnie.
- To chyba dobrze nie ? - spytałam niepewnie
- Wręcz fantastycznie! - pod krzyknął
Instruktor przygotował nas do skoku. Różne instrukcje, jak wyskoczyć, co zrobić gdy spadochron się nie otworzy jak lądować i różne tego typu rzeczy. Na koniec zadał nam pytanie:
- Jesteście parą ? - Dziwne pytanie
- Nie... - Odpowiedzieliśmy zgodnie
Wsiedliśmy do Helikoptera, adrenalina we mnie rosła. Chyba było to widać, bo Lou ścisnął mnie za rękę i powiedział, żebym się nie bała. Te słowa nie zbyt mi pomogły, ale to nie ważne. Gdy wznieśliśmy się na odpowiednią wysokość pilot powiedział:
- No, dzieciaki. Możecie skakać - Adrenalina we mnie buzowała. Natomiast Louisa to nie ruszała. Czasem się zastanawiam czy ten chłopak nie jest z kamienia. Ale później przypominają mi się te jego mądre cytaty i obalam moje zarzucenia. Wróćmy do skoku. Nie wiem czemu się na to zgodziłam.
Instruktor spiął nas jakimiś szelkami i odliczał do wyskoku. Zapewniał, że na dole czeka ekipa, która po lądowaniu pomoże nam ze strojem i innymi rzeczami.
- Lou, boję się. - powiedziałam z trzęsącym się głosem. On złapał mnie za rękę i spytał:
- Ufasz mi ?
- Tak! Ufam Ci!- Wykrzyczałam w momencie wyskoku. Zaufałam mu pierwszemu od 2 lat! To jest dziwne uczucie. Ja... ja go kocham.
Leciałam w dół, Chłopak cały czas trzymał mnie za rękę. Cieszyło mnie to. Uczucie, które towarzyszyło spadaniu, było genialne! Nigdy nie czułam się tak wolna. Tak swobodnie. Leciałam. Jak ptak. To było niesamowite doświadczenie. Nie mogę uwierzyć, że to zrobiłam. Cieszę się, że się zgodziłam. Że pokonałam strach. Zaczęłam od nowa. Gdy byliśmy w połowie naszej drogi na ziemie, śmiesznie to brzmi, przypomniały mi się jego słowa i krzyknęłam:
- Louis! - chłopak obrócił się w moją stronę, ja kontynuowałam - I beliebe I can fly! - chłopak się szeroko uśmiechnął i dał mi znam żeby otworzyć spadochron. Oba spadochrony otworzyły się bez problemu, a my bezpiecznie wylądowaliśmy. Gdy już staliśmy na ziemi, i adrenalina trochę opadła, podbiegłam do niego przytuliłam i wyszeptałam mu do ucha:
- Dziękuję, tak bardzo Ci dziękuję.. - chłopak przytulił mnie mocno i odpowiedział:
- To ja dziękuję ci.
Lou odprowadził mnie do domu. Ja byłam jeszcze cała pochłonięta emocjami po ostatnim wydarzeniu. To było niesamowite przeżycie!
- Podobało Ci się ? - spytał chłopak
- Jeszcze pytasz ?! No pewnie! - odpowiedziałam
- Ostatnie dni jesteś bardzo szczęśliwa. - zaśmiał się
- Haha - również się zaśmiałam - Zaczęło mnie cieszyć życie, każdy oddech, każdy krok, każdy ruch. Wszystko. Czuję się świetnie. Każdy dzień budzi nowe plany, nowe nadzieję. Czuję się jakbym... jakbym narodziła się na nowo. Na nowo wszystkiego doświadczała. Jakbym dopiero uczyła się chodzić. Ufać. Kochać. To wszystko dzięki Tobie. Nie wiem co by się ze mną teraz działo gdyby nie ty. Moja nienawiść do życia, świata by rosła. Uratowałeś mi życie.. - powiedziałam ze łzami w oczach. To było prosto z serca. To co czułam.
- Ej,Alice. Tylko nie płacz! Wszystko już jest dobrze. Wszystko się już naprawiło. - zbliżył się do mnie, a nasze ciała dzieliły milimetry. On zbliżył swoją twarz do mojej i złożył na moich ustach delikatny pocałunek. Myślałam, że nie może być lepiej. Chłopaka, którego na początku nienawidziłam, nie chciałam znać teraz mnie całuję i mi się to podoba. Kocham go. Odwzajemniłam pocałunek. Staliśmy na środku chodnika wtuleni w siebie i pochłonięci w swój świat. Świat miłości i zaufania. On mnie nauczył żyć. Dzięki niemu odżyłam na nowo.
- Lou... Ja.. - zaczęłam, ale mi przerwał:
- Ja Ciebie też. - i ponownie mnie pocałował. Byłam w siódmym niebie, jak nie w ósmym! Gdy oderwaliśmy się od siebie, spojrzałam w jego piękne oczy. Nigdy nie błyszczały tak mocno. Były pełne miłości. Zatonęłam w nich na chwilkę. Gdy się otrząsnęłam Powiedziałam:
- Muszę już iść. Powinnam być dawno w domu. - rzuciłam ze smutkiem w głosie, że ten dzień nie długo się skończy.
- Jasne. - odparł chłopak z łobuzerskim uśmieszkiem, który teraz kochałam, wziął mnie za rękę i poszliśmy dalej. Gdy mnie dotknął przez moje ciało przeszła fala gorąca. Nikt jeszcze tak na mnie nie działał. On miał w sobie to COŚ. Co ja gadam. On miał wszystko. Był perfekcyjny mimo, że miał rozwianą przez wiatr czuprynę, mimo, iż miał pobrudzony podkoszulek. Nic nie mogło zepsuć tej perfekcyjności. Podczas drogi rozmawialiśmy o różnych głupotach. Czułam się przy nim tak swobodnie. Wiedziałam, że przy nim mogę być sobą. Bo za to mnie kocha. Po jakimś czasie doszliśmy do mojego domu. Chłopak objął mnie w tali i znów zatonęliśmy w pocałunku. Znów cały świat wirował.
*Ktoś mnie pokochał świat nagle zawirował*
- Nie chcę, żeby ten dzień się kończył - wyszeptałam mu do ucha
- Kotku, mamy przed sobą całe życie - zarzucił i ponownie mnie pocałował.
Po paru chwilach odsunęłam się na małą odległość od jego twarzy i z niezadowoleniem w głosie powiedziałam:
- Musze już iść.
- Spotkamy się jutro - spytał, a na mojej twarzy od razu zagościł uśmiech.
- Oczywiście! - odpowiedziałam i na pożegnanie pocałowałam chłopaka w policzek
Wieczór spędziłam na oglądaniu komedii. Cały czas byłam w dobrym humorze. Ostatnio mi się to często zdarzało. Uśmiechałam się sama do siebie, gdy robiła proste czynności takie jak zmywanie, zamiatanie itp.
*And Can You Feel the love tonight*
Następnego dnia czekając na Louisa oglądałam różne filmy. Głównie komedie. Nagle się zorientowałam, że dochodziła już 19:00. Lou nie przyszedł. - Może miał coś ważnego.. - pomyślałam
Próbowałam się do niego dodzwonić, ale nikt nie odbierał.
Następnego dnia, też nie dał żadnego znaku. Nie zadzwonił, nie napisał, nie przyszedł. Zrobiło mi się przykro. Ale co mogłam zrobić. Olał mnie ? Nie.. To nie w jego stylu... Przyznam.. Martwiłam się... I to cholernie....
Kolejny dzień przywitałam już bez uśmiechu. Minęły 3 dni odkąd Lou się nie odezwał. Usłyszałam telefon. Cała ożyłam i pobiegłam do niego. To Louis! Ucieszyłam się...
- Czy P. Alice przy telefonie ? - spytał dojrzały męski głos. Mogłam wykluczyć, że rozmawiam z chłopakiem
- Tak. Co się stało ? Czemu dzwoni Pan z telefonu Louisa ? - spytałam z podejrzliwym tonem. Pogubiłam się trochę.
- Może Pani przyjechać pod ten adres ... ? - podał adres, nie wiedziałam gdzie to jest, nie wiedziałam z kim rozmawiam i co tu do cholery jest grane!
- Ale kim Pan jest ? Po co ja mam tam jechać ?! - Już trochę poddenerwowana spytałam. Żarty sobie ze mnie robią ?!
- Ja jestem Ojcem Louisa. Chciałbym z Tobą porozmawiać. - odpowiedział. Już trochę się uspokoiłam. Uwierzyłam mu, że jest jego ojcem.
- Ah, no dobrze. Postaram się być tam jak najszybciej - odparłam i bez zastanowienia ubrałam kurtkę, buty i złapałam pierwszą, lepszą taksówkę. Okazało się, że to nie jest tak daleko od mojego domu. Co dziwne... To był szpital ? Nie... Nie rozumiem... Co tu jest do cholery grane ?!
Weszłam do środka. Ojciec Louisa od razu mnie rozpoznał. Podszedł do mnie i przedstawił się osobiście.
- Miło mi. Ale po co ja miałam tu przyjechać ? - byłam całkiem zdezorientowana.
- Widzisz Alice. - ledwo co mówił - Louis... Louis chorował na białeczkę.... - zamarłam. Czemu mi o tym nie powiedział ?!
- Jak to ? Dlaczego mi o tym nie powiedział ? - spytałam zakłopotana
- Pozwól, że dokończę... I dzisiaj rano był na badaniach w szpitalu, które robił co miesiąc. I jego organizm nagle zwariował.... I... I... On umarł - powiedział płacząc. Ale jak... Przecież on był zdrowy... Jak to możliwe! On nie mógł umrzeć!
- Pan teraz żartuje prawda ? Czemu niby się nie leczył ?! - już cała zapłakana, trzęsąca się zadawałam pytania. Nie mogłam w to uwierzyć nie mogłam się uspokoić. Czułam jakby każda część mnie którą Lou zbudował umierała wraz z nim. Czułam jak by ktoś mi wbił nóż w serce. Nie powtarzalny ból. Straciłam kogoś kogo pokochałam. Pokochałam pierwszy raz od tak dawna. Oddałam mu swoje serce. Teraz go nie ma. Nie umiem tego sobie wyobrazić!
- On.. nie chciał umrzeć w szpitalu... Wypisał się na własne życzenie... - Nie umiał opanować płaczu, zresztą jak ja, stracił syna. Kochał go ponad życie. Ja także go kochałam taka miłością, którą nikt nigdy nikogo nie pokochał.... - A teraz przepraszam. Muszę iść załatwić sprawy związane z pogrzebem...
Zostawił mnie zszokowaną przy wejściu do szpitala. Byłam cała czerwona od płaczu. Czarna od tuszu, który rozmazał się od łez. Cała się trzęsłam. Nie wierzyłam w to. Ciągle miałam nadzieję, że to jakiś żart, że zaraz wyskoczy Louis i powie, żebym nie płakała, że wszystko jest dobrze. Czekałam i nic!

*Ale teraz jestem związana przez życie, które pozostawiłeś
Twoja twarz nawiedza, niegdyś moje najprzyjemniejsze sny*

Wybiegłam ze szpitala ze szpitala jak oszalała. Udałam się w stronę parku. Tego stawu, przy którym pierwszy raz się przed nim otworzyłam. usiadłam w tym samym miejscu. Patrzyłam w wodę. Kiedyś były tam nasze odbicia. Teraz widnieje tylko moje. Pamiętam każdy twój dotyk, twoje słowo, twoje gesty, wzrok i ten cholery uśmiech. Miało tak być już na zawsze. Sam powiedziałeś: MAMY PRZED SOBĄ CAŁE ŻYCIE. Tylko czemu nie powiedziałeś, że twoje ma się niebawem skończyć. Straciłam kogoś kto był dla mnie wszystkim. Dla którego mogłabym zrobić wszystko. Któremu bezgranicznie zaufałam. Kochałam na zabój.

*Gdybyś płakał, otarłabym każdą z Twoich łez
Gdybyś krzyczał, walczyłabym z każdym z Twoich lęków*

Teraz zrobiła bym wszystko by cofnąć czas. By Ci pomóc. Zrobiła bym wszystko żebyś był tu, teraz ze mną. Czułam, że od teraz każdy krok, każda myśl, każde słowo boli, brakuję im sensu. Brakuję im osoby, która to wszystko złożyła by w całość.
Pamiętam nasze pierwsze spotkanie, jak by to było wczoraj. Jak pierwszy raz odprowadziłeś mnie do domu. Naszą pierwszą sprzeczkę. Wszystkie twoje mądre słowa. To, jak mi mówiłeś, że choćby świat się walił, ja nie mogę się poddać. Pamiętam, każdy twój dotyk na moim ciele, każdy nasz wspólnie spędzony dzień. Wszystko. I nadal przez moją głowę nie przechodzi myśl, że tego nie będzie.
Ale ty mówiłeś, że nie mogę się poddać. Ty nauczyłeś mnie żyć. Nauczyłeś mnie stawiać kroki, ufać sobie, ufać innym. Kochać. Nauczyłeś mnie co robić, gdy cały świat jest na nie, a ja na Tak. Nauczyłeś mnie jak spełniać marzenia, i trwać do końca. Nauczyłeś mnie jak iść przez życie, nie patrząc na innych tylko kierować się własnym sercem. Nauczyłeś mnie wszystkiego bez czego dziś nie umiała bym żyć. Wszystkiego z czego jestem dzisiaj dumna.
Dziękuję Ci, za każdą chwilę, każde słowo. Za wszystko co zrobiłeś, by odmienić moje ponure życie. By zamienić je na lepsze. By uwierzyć, bo gdy się wierzy można odlecieć i dotknąć nieba.
Od teraz każdy podmuch wiatru, każdy szmer liści, każdy szum drzew, każdy promień słońca będzie mi przypominał Ciebie. Będę wiedziała, że to ty. Że czuwasz nade mną. Że pilnujesz, abym nie zeszła na złą drogę. Obiecuję, że spotkamy się tam, w tym lepszym świecie. Od dzisiaj całe moje życia, to oczekiwanie, aby znowu Cię zobaczyć. Poświęciłeś swoje życie, by uratować moje. Za to Ci dziękuję. Kocham Cię i nigdy nie zapomnę.

*Zwykłeś mnie urzekać Swym niesamowitym blaskiem
Ale teraz jestem związana przez życie, które pozostawiłeś.*

Imagin z Lou skończony! Jak się podoba ? :* Postaram się coś jeszcze dzisiaj dla was wyrzeźbić!

#1 Louis część 1


Czasem bywa, że jedno wydarzenie w życiu człowieka, jeden moment może zmienić nastawienie do ludzi, pogląd na świat, jego samego. Człowiek jest jak porcelana. Nie wiele trzeba by rozbić go na miliony kawałków. Tak nie wiele potrzeba by doszczętnie go zniszczyć. Tyle pytać - brak odpowiedzi...
Jestem raczej typem samotniczki, więc w mojej głowie często pojawiają się tego typu myśli. Słuchając przygnębiających piosenek pokonywałam drogę do szkoły. Mieszkałam niedaleko niej, ale i tak ledwo wyrabiałam się na lekcje. Tak jak i dzisiaj. Wbiegłam do szkoły chwilę przed dzwonkiem, schowałam do szafki nie potrzebne książki i pobiegłam do sali. Gdy wchodziłam do klasy nie obyło się bez komentarza nauczyciela:
- No proszę, Alice znów spóźniona... - Mruknął i przewrócił oczami. Zignorowałam to i skierowałam się w stronę mojej ławki. Zdziwiłam się, bo siedział w niej jakiś chłopak. Ale nie zamierzałam rezygnować z mojego stałego miejsca. Ze względu na to, że ławki są dla dwóch osób usiadłam. On nie ukrywał swojego zadowolenia ? Nie ważne. Nie miałam zamiaru zawierać z nim znajomości. Nie potrzebowałam tego. Wolałam być samotna, ale szczęśliwa, niż by mnie ktoś znowu zranił...
- Jestem Louis - Usłyszałam głos chłopaka i wyciągniętą w moją stronę rękę.
- Alice - Odpowiedziałam ze sztucznym uśmiechem nie zbyt chętnie podałam mu dłoń. Od razu po tym skierowałam wzrok w książkę ignorując zapał bruneta do dalszej konwersacji.
Nie utrzymywałam kontaktu z ludźmi. Oni twierdzili, że ich odpycham. Takie było ich zdanie, ale ja po prostu się bałam.
Drugą połowę lekcji przesiedzieliśmy w ciszy. To mnie satysfakcjonowało.
Zadzwonił dzwonek. Skierowałam się w stronę szafek, by zamienić nie potrzebne mi rzeczy na te bardziej przydatne. Nagle zobaczyłam Louisa opartego o ścianę z uśmieszkiem 'Bad Boy'a'.
- Co jest ? - Spytałam
- Nic. Tak tylko patrzę. - odpowiedział nie odrywając oczu ode mnie.
- Na mnie ? - Spytałam z lekką irytacją w głosie
- Nie bulwersuj się tak. Chciałem Cię tylko poznać. - powiedział z lekka się śmiejąc.
- Nie dzięki. - syknęłam
- To nie było pytanie. - uśmiechnął się
- Eh - westchnęłam i udałam się do klasy. Dzień minął w miarę szybko. Już wychodziłam ze szkoły mając nadzieję, że uwolnię się od wszystkiego. Nagle słyszę głos zza moich pleców:
- Ej! Alice! - Odwróciłam się. Cholera - pomyślałam, to znowu on.
- Co ? - warknęłam
- Odprowadzę Cię do domu. - rzucił
- Ha! Nie dzięki. Nie trzeba...
- Kiedyś mi za to podziękujesz. - znów się tak uśmiechnął
- Co, nie Louis ja... - przerwał mi
- No chodź idziemy. - powiedział
- Jesteś stanowczo zbyt pewny siebie... - odpowiedziałam z rezygnacją. On się tylko ucieszył. Szliśmy w ciszy przez jakiś czas.
- Po co Ci to wszystko ? - Spytałam nie powiem z ciekawością
- Ale o czym mówisz ? - spojrzał się na mnie. Oczy miał takie... takie tajemnicze ? Nie umiem określić...
- No, po co chcesz się ze mną zadawać ?
- Sam nie wiem. Chcę Ci pomóc. - odpowiedział
- Haha, ale niby w czym ? - już się kompletnie pogubiłam
- Jesteś zamknięta w sobie. Nie wiem czemu. - zarzucił
- Bawisz się w psychologa ? - syknęłam
- Nie, mówię co widzę. Tylko nie wiem czemu taka ładna i fajna dziewczyna tak boi się. Tylko nie mam pojęcia czego i czemu... - powiedział to takim tonem jak by chciał bym mu wszystko powiedziała. Głupi.
- I się nie dowiesz. - rzuciłam i przyspieszyłam kroku.
- Dlaczego ? - spytał
- Nie znam Cię. Po za tym nie widzę powodu do tego... - odpowiedziałam
- Szkoda. Widzę, że chcesz, tylko coś Cię powstrzymuję...
- Nic nie wiesz. - powiedziałam - Jesteśmy. - Chłopak uważnie przyjrzał się mi, a później przeniósł wzrok na mój dom.
- Ładny. - próbował chyba załagodzić sytuację.
- Idę, Cześć. - rzuciłam
- Do jutra. - pożegnał mnie chłopak
Byłam zmęczona dlatego od razu się przebrałam w jakieś luźne ciuchy i położyłam na łóżku. 'Do jutra' ? Jutrzejszy dzień będzie znowu polegał na próbie wyciągnięcia ze mnie mojego życiorysu i otworzenia mnie na ludzi. Żałosne...
Za chwilę wtulona w poduszkę zasnęłam.
Następnego dnia obudziłam się z nadzieją, że dzisiaj sobota, ale szybko się zawiodłam. Zwlokłam się z łóżka i poszłam się ubrać i umyć. Gdy już byłam gotowa zeszłam na dół zrobić sobie śniadanie. Ale zwątpiłam w to czy zdążę zjeść przed szkołą. Więc ubrałam się, wzięłam plecak i wyszłam. W drodze do szkoły znowu rozmyślałam, jednak dzisiaj moje myśli o dziwno dotyczyły Louisa. Zastanawiałam się co z nim jest nie tak ? Nie chcę z nim kontaktu, nie chcę jego pomocy, nie chcę jego. Więc po co ? Za łagodnie daję mu to do zrozumienia ? Jestem za mało chamska ? Zawsze to wszystko działało. Jednak od nadal stara się znaleźć ze mną kontakt. Ja tego nie chcę! Nie potrzebuję! Tak trudno to zrozumieć!? Mam kota. Jestem z tego powodu zadowolona. Nie potrzeba mi nic więcej do szczęścia. W ludzi nie warto wierzyć. Prędzej czy później zawiodą.
- Hej - usłyszałam znajomy mi głos.
- Jak ty tu... Od jak dawna tu jesteś ? - Boże kiedy on podszedł ?
- Chwilkę - uśmiechnął się - Jest ładna pogoda, prawda ? - Oj była piękna pogoda, słońce świeci, jest ciepło, jest pięknie. No ale ten...
- Chcesz ze mną rozmawiać o pogodzie ? - spytałam lekko rozbawiona
- Tak, czemu nie. - odpowiedział
- Ah.. No tak ładna, bardzo ładna - uśmiechnęłam się. Nie wiem czemu.
- No, pierwszy raz widzę jak się śmiejesz - zauważył
- Em.. Znasz mnie jeden dzień. - zarzuciłam
- Fakt, ale lubię gdy ludzie się śmieją. A ty wydajesz się pesymistką. - Ocenia mnie ?
- A ty przesadnym optymistą - zauważyłam, on się tylko zaśmiał. Widocznie pasowała mu taka opinia. Mi moja zresztą też. Chciałam odstraszać ludzi.
- Przejdziemy się gdzieś po szkole. - stwierdził
- Ale... - chciałam się wykręcić, ale mi przerwał
- Żadne 'Ale'. Idziesz i już. - trochę się zdenerwowałam. Nie będzie mi mówić co mam robić!
- Nie chcę być wredna, ale nie wydaję Ci się, że może ja nie pragnę twojego towarzystwa ? - nareszcie to wyrzuciłam
- Nie. Chcesz tylko coś Ci nie pozwala przyznać się do tego. Nie chcesz nawet sama przed sobą przyznać, że coś Cię do mnie ciągnie. To widać kotku.
- No nie wydaję mi się - warknęłam
- Haha - zaśmiał się
- Co Cię tak śmieszy ?! - Starałam się nie wybuchnąć, jednak on mnie doprowadzał do stanu, że będę musiała.
- Ty. Nie rozumiem Cię, ale chcę Cię odkryć. Jak pirat nową wyspę - powiedział
- Ah, wcześniej psycholog, teraz bawisz się w pirata... Już się boję co będzie dalej... - odpowiedziałam już z większym spokojem
- Bój się - nienawidzę gdy się do mnie uśmiecha tym swoim łobuzerskim uśmiechem. NIENAWIDZĘ!
Doszliśmy do szkoły. Lekcja za lekcją. Nawet mi szybko mijały. Robiłam wszystko by nie spotkać chłopaka. On to wiedział. Wiedział, że nie chcę z nim rozmawiać, że nie chcę z nim nigdzie iść. Ale jednak się nie poddawał. To żałosne... Tyle na ten temat. Po co mu to. Nie potrzebuję go.
Ostatnia lekcja. Najdłuższa ze wszystkich. Chcę już do domu. Aj, Lou chciał mnie wyciągnąć na spacer. Kurde. Może się wymknę?
O tak dzwonek. Koniec zajęć. Tłum ludzi wybiegło na korytarz i gnało do domu. Też miałam taki zamiar, ale chłopak czekał na mnie przy głównych drzwiach. Westchnęłam głośno.
- Nie bój się, nie będzie aż tak źle jak myślisz. - musiał słyszeć mój 'krzyk radości"
- Nie boję się. - odpowiedziałam z powagą. On natomiast zaczął się śmiać. W ogóle nie rozumiałam tego chłopaka. - A gdzie idziemy ? - spytałam zaciekawiona.
- Niespodzianka - odpowiedział patrząc w moje oczy
- Yhym, no ok. - zapadła pomiędzy nami cisza. Mi tam nawet pasowało, ale widziałam, że on chce ja przerwać, ale nie wie jak.
- A daleko to jest ? - On się uśmiechnął
- To ma być odpowiedź ?
- Nie nie daleko. Ale wiesz co Ci powiem ? Maruda z Ciebie! - powiedział ze śmiechem
- Nie, grasz ze mną w jakąś dziwną grę. Przeraża mnie to. Dlatego wolę wiedzieć na czym stoję. To źle ? - Opanowana i poważna spytałam
- W nic z Tobą nie gram. Chcę być blisko Ciebie. - poczułam się dziwnie po tych słowach. Taki restart.
- Uwierz mi nie chcesz. - powiedziałam oschle
- Czemu ? Powiedz mi, proszę, co Ci nie pozwala zaufać ? - on również spoważniał. Zrobiło się poważnie.
- Przeszłość - Odpowiedziałam, a pojedyncza łza spłynęła mi po policzku i ruszyłam dalej. Szłam przed siebie. Nawet nie wiedziałam gdzie. Nagle Lou złapał mnie za nadgarstek i obrócił mnie w swoją stronę. Staliśmy na przeciwko siebie w niewielkiej odległości:
- Przepraszam - wyszeptał
- Nie przepraszaj - odpowiedziałam i odeszłam od niego.
- Gdzie idziesz ? - spytał
- Do domu - rzuciłam nawet nie odwracając się w jego stronę - I nie, nie odprowadzaj mnie.
Szłam przez jakiś czas parkiem. Myślałam o tym jak ja go nie znoszę, ale coś jednak mi nie pozwalało tak po prostu go zostawić. Nagle coś mnie skłoniło by się odwrócić. I co ujrzałam ? Tego wariata!
- Co ty robisz ? - syknęłam
- To samo co ty. Idę - odpowiedział
- Robisz się coraz bardziej męczący. Nie chcę pogłębiać z tobą kontaktów! - pod krzyknęłam
- Boisz się. Tyle Ci powiem. Nie umiesz zaufać ludziom. Nie wiem co się wydarzyło w twoim życiu, ale to, że jedna osoba Cię zraniła nie znaczy, że każdy kto jest dla Ciebie miły ma takie zamiary - zamurowało mnie gdy to powiedział. Ocenia mnie. A najgorsze jest to, że wszystko co powiedział to prawda...
- Dobrze! Tak to prawda! Boję się zaufać ludziom tak? Dlatego taka jestem! Zadowolony ? Dostałeś to co chciałeś ?! - krzyczałam, byłam już cała zapłakana.
- Ale Al... Mi wcale nie chodziło o to...- powiedział speszony.
- Akurat... Zostaw mnie wreszcie w spokoju... - syknęłam prawie szeptem z trzęsącym się głosem i pobiegłam do domu.
Od razu wpadłam do pokoju i rzuciłam się na łóżko uwalniając wszystkie negatywne emocję. Wszystko wróciło. Czas cofnąć się 2 lata wstecz do wakacji. Lato, słońce każdemu odbija. Ja byłam zakochana. On potrzebował zabawki na chwilę. Koniec każdy zna. Udawał zakochanego, udawał, że mu zależy. A skończyło się to sms'em 'Nigdy nic do Ciebie nie czułem. To koniec'. To mnie zniszczyło. Zapewniał, że mnie kocha. Tyle obiecywał. Mówił, że jestem jedyna.
*Kłamałeś, że wyśniłeś mnie. Kłamałeś tylko Ciebie chcę*
Był pierwszą osobą, której w całości zaufałam. Która znała mnie od tej strony od której nigdy nikt mnie nie znał. Osoba, której bezgranicznie ufałam, wbiła mi nóż w plecy. Każdy najmniejszy ruch, każde słowo, każdy gest, każda obietnica od tamtej poru nie mają dla mnie znaczenia. Nie mają dla mnie sensu. Od tamtej pory nie potrafiłam nikomu zaufać. Nikomu uwierzyć.
Pamiętam, byłam pełną życia, zabawną i pełną siebie dziewczyną. A teraz ? To przykre.
Następnego dnia nie było Louisa w szkole. Kolejnego też nie. W ostatni dzień tygodnia również go nie było. Nie wiedziałam czy się śmiać czy martwić. Weekend. Tak nareszcie. Postanowiłam się trochę przejść. Świerze powietrze powinny na mnie dobrze wpłynąć.
Szłam powoli parkiem wsłuchując się w każdy odgłos przyrody. Ćwierkanie ptaków, szum drzew. To mnie uspokajało. Kierowałam się w stronę stawu tam na pomoście można sobie usiąść. I taki miałam zamiar. Jednak ktoś tam siedział. Nie. Nie ktoś. To był Louis. Byłam zdeterminowana. Poszłam na pomost i usiadłam obok niego. Chłopak był zdziwiony moim zachowaniem. Patrzył się na mnie swoimi niebiesko-szarymi tęczówkami pytającym wzrokiem. Nie patrząc na niego spytałam:
- Pomożesz mi ?
- W czym dokładnie ? - zadał pytanie, na które sama nie znałam odpowiedzi.
- Nie wiem. Sama już nie wiem. Chcę, żeby było jak dawniej. Żebym była taka jak kiedyś. Brakuję mi tego. Miałeś rację. Boję się kogoś poznać, bo od razu zakładam, że on mnie skrzywdzi. Nie umiem sobie wyobrazić dłuższej znajomości, bo cały czas mam przekonanie, że prędzej czy później, będę zraniona. Że wszystko znowu straci sens. Że znowu będę musiała zacząć wszystko od nowa, z nową raną, której nie da się pozbyć. - Otworzyłam się przed nim jak nigdy przed nikim innym. - Żałuję, że na początku znajomości byłam taka. Że nie chciałam dać Ci szansy nawet poznania. Ale nie umiałam. Przepraszam... - Moja przemowa go chyba zszokowała. Nie wiem. Powiedziałam wszystko co myślę. I jestem z tego powodu dumna.
- Pomogę Ci. - jego odpowiedź wywołała uśmiech na mojej twarzy. Cieszyłam się, że może będę mogła normalnie funkcjonować. Ale obawy nadal zostawały.
Siedzieliśmy nad wodą długi czas. Rozmawialiśmy o wielu rzeczach. Opowiedziałam mu czemu taka jestem, tą całą historię. On nic nie powiedział tylko mnie przytulił.

Tada. Wczoraj nie dodałam nic, bo nie miałam weny i byłam zmęczona PRZEPRASZAM! Dzisiaj jak będzie się wam podobać, dodam jeszcze coś :*

środa, 27 marca 2013

Na dobry początek

Witajcie! Mam na imię Zuzia i będę tutaj pisać Imaginy i Opowiadania o One Direction. Mam nadzieję, że wam się spodobają. Postaram dodać coś jeszcze dzisiaj! Pozdrawiam! :*:*